poniedziałek, 30 grudnia 2013

"Now is Good" Rozdział V

Odkąd wstałam miałam mętlik w głowie. Nie spałam od ponad godziny, ale i tak bałam się wyjść z pokoju, czmychnęłam tylko cicho do łazienki i z grubsza się ogarnęłam, to znaczy zrobiłam poranną toaletę, uczesałam koka. Gdy już wróciłam do pokoju nałożyłam łososiową, zwiewną sukienkę i usiadłam na mojej pomarańczowej pufie i dopiłam butelkę wina. Źle się czułam, chciało mi się rzygać, to z nerwów. Zastanawiałam się, jak ma przebiegać ta rozmowa. Obmyśliłam już swoją postawę. Doszłam do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli to ja powiem, że wszystko ok, że nie musi mi się tłumaczyć, przecież nikt nie powiedział, że jesteśmy razem. W mojej głowie to wyglądało tak cudownie, ale bałam się, że nie uda mi się pochamować emocji. Im dłużej rozmyślałam, tym było gorzej. W końcu nie wytrzymałam i zeszłam do salonu, który wyglądał tak, jakby przeszło przez niego tornado. Cała podłoga lepiła się od soków, na stole leżało pobite szkło, byłam tym z lekka przerażona, ale nie to było teraz najważniejsze. Podeszłam do chłopaka i lekko nim potrząsłam, obudził się od razu, co w jego przypadku było dość dziwne.
- Hej, moglibyśmy pogadać?- zapytałam poważnie
- Jasne, ale nie mogłaś z tym trochę zaczekać? Chce mi się spać...
- Wytrzymasz! A teraz chodź do mnie, wolę, żeby nikt nie słyszał tej rozmowy.- rozporządziłam
Gdy byliśmy już u mnie przekręciłam kluczyk, dokładnie tak samo, jak tamtej upojnej nocy, jednak teraz okoliczności były o wiele inne. Usiadłam na łóżko, a chłopak oparł się o ścianę na przeciw mnie.
- Jeśli chodzi o to co zaszło wczoraj, to wiesz...- nie dokończył
- Spoko, przecież my nawet nie jesteśmy parą, raz poszliśmy do łóżka. To nie robi z nas małżeństwa, prawda?- spytałam ironicznie
- Nie, ale ja chciałbym być twoim mężem- zaśmiał się
- Bardzo śmieszne, może miejmy jeszcze pięcioro dzieci i dom z ogródkiem?- ironizowałam- Ja mówię serio, niech będzie normalnie. My się w ogóle nie znamy i problem polega na tym, że ja nie chcę cię poznawać- sama zdziwiłam się tym, co przed chwilą powiedziałam- jeśli wpadniesz raz na jakiś czas na piwo, czy pójdziemy razem na imprezę to ok, ale po co nam bliższy kontakt?- mówiłam bardzo przekonująco
- Czyli, że ty nie chcesz? Myślałem, że coś między nami iskrzyło...- powiedział zawiedziony brunet
- Może iskrzyło, ale ty wczoraj udowodniłeś, że byłam tylko jedną z twoich zabawek i ostatecznie zgasiłeś ten żar.- wyrzuciłam mu, to co leżało mi na sercu- A teraz będzie lepiej, jeśli już sobie pójdziesz- wskazałam mu drzwi
Tak zakończyła się ta rozmowa, odwróciłam się, i patrzyłam przez okno, aby nie widzieć jak wychodzi, usłyszałam tylko trzaśnięcie. Ta rozmowa kosztowała mnie mnóstwo wysiłku, nie wierzyłam w to, że tak ostro go potraktowałam, przecież widziałam, że on chciał być ze mną. Wszystko zepsułam, chociaż to jego wina. Gdy byłam pewna, że jest już daleko zaczęłam głośno szlochać. Płakałam na głos tylko wtedy, gdy na prawdę potrzebowałam pomocy. Musiała to usłyszeć Celine, która zaraz była u mnie.
- Niech zgadnę, rozmawiałaś z nim?- zapytała
- Tak i to ja wyszłam na tą złą, która złamała mu serce i przekreśliła szansę na jakie kolwiek uczucie.- wydusiłam
- Ej, skarbie. Przecież to on cię wczoraj tak jakby zdradził. Jak możesz się obwiniać za coś, co kompletnie nie jest zależne od ciebie. Nie płacz, przecież nawet jeśli coś tam do niego czujesz, to chyba nie chcesz być z kimś, kto tak podle cię potraktował.
- Masz rację, proszę, zmieńmy temat, widziałaś w jakim stanie jest nasz dół?- spytałam
- Jeszcze nie, a mam się bać?
Po tych słowach chwyciłam przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam w kierunku schodów. Zaniemówiła, gdy ujrzała to pobojowisko. Tak na prawdę nie mieliśmy jeszcze nawet mopa. Czekało nas mnóstwo wysiłku. Obie poszłyśmy się przebrać, bo Cel była jeszcze w koszuli nocnej, a ja nie wyobrażałam sobie robić porządków w sukience. W strojach roboczych, zwarte i gotowe do pracy, zakasałyśmy rękawy i zaczęłyśmy zbierać kawałki potłuczonego szkła. Potem chwyciłam jakąś ścierkę i zaczęłam ścierać podłogi, które aż się lepiły, od tego wszystkiego przeszły mnie dreszcze. Uwinęłyśmy się jakoś, ale nie zauważyłyśmy najgorszego, na naszej pięknej, beżowej sofie była ogromna, czerwona plama. Obie wolałyśmy nie wiedzieć, co to jest. Nałożyłyśmy rękawice i zaczęłyśmy to trzeć. Nie ma się co oszukiwać, nie miałyśmy pojęcia jak wyprać tapczan. To była jakaś tragedia. Załamana i zrezygnowana opadłam na podłogę. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto to był? "Kochana" mamusia. Bez zapytania wtargnęła do domu, ucałowała nas dwie i zaczęła coś tam mówić, jednak gadała tak szybko, że tylko parsknęłam śmiechem. Gdy zauważyła, że mamy jej wypociny gdzieś, pospiesznie zmieniła temat.
- A cóż to za plama na sofie?- nie czekając na naszą odpowiedź zaczęła grzebać po szafkach. Wyciągnęła wiadro, nalała do niego wody, pododawała jakiś płynów, namoczyła gąbkę i zaczęła trzeć. O dziwo po pięciu minutach wszystko zeszło.
- Pomogłam wam, teraz jako podziękowanie macie mnie wysłuchać.- rozporządziła
- No ok- odpowiedziałyśmy chórem
- Chciałam was bardzo przerosić za te wszystkie lata i za to jak zachowałam się tam, w szpitalu. Nie powinnam była wtedy wam tego mówić- zaczęła płakać- dowaliłam wam następnych zmartwień, zrobiłam to z czystej arogancji, bo nie mogła dłużej dźwigać tego brzemienia.- rozkleiła się totalnie
Nie mogłam na to patrzeć, po raz pierwszy widziałam moją rodzicielkę w takim stanie, była załamana. Podeszłam bliżej i przytuliłam ją mocno. Moim śladem poszła Celine i zrobiła to samo. Wybaczyłyśmy jej, w końcu w głębi duszy bardzo ją kochałam, a moja siostra na pewno też zaczynała do niej żywić uczucie.
- Mam tylko jedno pytanie, jak mam się do pani zwracać?- zapytała Cel
- Myślę, że "mamo", byłoby nie na miejscu, ale jeżeli chcesz, możesz mówić na mnie "ciocia". Kiedy uznasz, że nadszedł właściwy moment powiesz do mnie "mama".
- Dobrze mamo.- powiedziała uradowana i jeszcze bardziej się w nią wtuliła.
Sprawa była jasna, wszystko było ok. Obie bardzo cieszyłyśmy się z takiego rozwoju wydarzeń. Po dosłownie trzech minutach od wyjścia mamy usłyszałam pukanie. Pewna, że to ona zapytałam:
- Czego znowu zapomniałaś?
- Chyba zapomniałeś.- zaśmiał się David.
- Przepraszam, głupia pomyłka. Co cię do nas sprowadza?- spytałam lekko wkurzona jego wizytą
- Po pierwsze zapomniałem telefonu, a po drugie chciałem zaprosić was i mojego brata do klubu.
- Proszę, tu masz telefon, a na imprezę z chęcią pójdziemy, prawda Rose?- wtrącił się Louis
- Ty też chcesz iść? Trzeba to wykorzystać, idziemy.- odpowiedziała moja best friend za nas dwie.
- Świetnie, przyjadę po was o dziewiętnastej. Wyróbcie się. I jeszcze jedna ważna informacja, to jest otwarcie tego klubu, cudem załatwiłem cztery wejściówki, więc stroje mają być takie bardziej uroczyste, niż klubowe- dodał Dave
- Poradzimy sobie, dzięki, pa- pożegnałam się z nim pospiesznie i nie czekając na odpowiedź zamknęłam drzwi.
- Mam was dość, wrobiliście mnie w to! A ty, moja droga, powinnaś odpoczywać, a nie latać po klubach.- Krzyknęłam
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić. Mam cię dosyć. Sama słyszałaś, że to będzie uroczysta impreza, a nie jakaś dyskoteka, a z resztą, coś nie poszło po twojej myśli i już wielce obrażona pani, ciekawa jestem, co byś zrobiła, żyjąc ze świadomością, że za pół roku będziesz w trumnie- Odkrzyczała mi
- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. Nie powinnam się tak zachować- rozkleiłam się i przytuliłam dziewczynę.
Zaraz podszedł do na Lou i też dołączył się do uścisku. Ten dzień zapowiadał się fatalnie. Była dopiero dziesiąta, a już tyle się działo. Wykończona padłam na krzesło w jadalni i czekałam na cud, który jak się okazało nagle nastał. Zadzwonił dzwonek. Tym razem był to gościu z jakiegoś baru. Nasz współlokator w między czasie zamówił kebaby. Wszyscy zaczęliśmy pałaszować. Dostałam największego, po jak stwierdził kolega, wyglądam jak kościotrup. To prawda, ostatnio mniej jadłam, ale że odrazu kościotrup to raczej nie. Byłam bardzo zmęczona. Poszłam do swojego pokoju, chwyciłam ukochanego "Kosogłosa" i zaczęłam czytać go chyba po raz setny. Byłam w bardzo dziwnym stanie, nie mogłam usiedzieć w miejscu. Przebrałam się z powrotem w sukienkę, chwyciłam słuchawki, nałożyłam balerinki i wybiegłam na spacer. Nałożyłam moje ukochane, fioletowe słuchawki i ruszyłam w stronę London Eye. Włączyłam moją ukochaną nutkę, czyli playlistę Boba Marleya. Obserwowałam spieszących się gdzieś ludzi. Byli tacy nieobecni. Nie pasowałam do tego świata, byłam taka inna. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią, ale szłam dalej. Gdy byłam już w połowie drogi zdałam sobie sprawę, że jak tak dalej pójdzie, to nie zdążę się wyszykować i biegiem wróciłam do domu. Na szczęście łazienka z prysznicem, do której zaraz wparowałam i umyłam ciało i głowę. Potem nałożyłam na włosy piankę i starannie umięłam je w wymyślnego koka. Stanęłam przed ogromną szafą i zastanawiałam się co nałożyć. W końcu skomponowałam zestaw idealny. Biały gorset, czarna, falbaniasta mini, czarna skóra i moje najpiękniejsze kremowe szpilki bez czubków od Lauboutina. do tego złote kolczyki i bransoletka ok kompletu. Makijaż był rozświetlający, ale mocno podkreślający moje duże oczy. Na dole słyszałam głos Davida. Powoli otworzyłam drzwi i zaczęłam kierować się so salonu. Gdy zeszłam wszyscy aż zaniemówili. Nienawidzę się chwalić, ale to szczera prawda. Ta niezręczna cisza trwała dobrą chwilę, w końcu pokazałam gestem ręki, żebyśmy wychodzili. Czułam na sobie spojrzenia chłopaków, ale bardziej tego starszego. Nie ukrywam, specjalnie się tak starałam, aby pokazać Davowi, co stracił. Jechaliśmy tylko pół godziny. Tu już nie czułam się jak gwiazda. Wszyscy to byli bogacze w drogich furach. Spokojnie pokazaliśmy swoje wejściówki i weszliśmy na luksusową imprezę. Podeszłam do baru i żeby być solidarną z Celine zamówiłam sok wiśniowy. Tylko początek był oficjalny, potem to była normalna zabawa. Siedziałam z naszymi przy stoliku, podczas gdy jakiś przystojniak i poprosił do tańca. Wyjątkowo dobrze tańczył, dowiedziałam się, że miał na imię Alex. Po ostrym wysiłku usiedliśmy do naszego stolika, doszło jeszcze parę osób i nie było miejsca dla nas obu, ale sprytnie to załatwiliśmy. Usiadłam nowemu znajomemu na kolana. Robiło się bardzo fajnie, raz na jakiś czas Alex skradał jednego całusa, w końcu, gdy wszyscy poszli tańczyć, a my zostaliśmy, pocałowaliśmy się tak na prawdę, bez ściemy. Nie zauważyłam, że zbliżał się David. Podszedł i z całej siły chwycił mnie za rękę, aż jęknęłam, tak mocno zabolało
- Co ty robisz człowieku?! Zostaw ją!- wykrzykiwał mój nowy kolega
- Przepraszam za moją siostrę, ostatnio rozstała się z chłopakiem i klei się do każdego.- przekrzykiwał muzykę Dave.
- Ona ma prawo robić co chce!- bronił mnie Alex
- Musimy iść- pociągnął mnie "były"
Nie powiedzieliśmy nawet reszcie, że wychodzimy. Próbowałam się wyrać, ale był za silny. Zapakował mnie do samochodu i kierował się w kierunku domu. Obraziłam się i nie odezwałam się ani słowem podczas całej drogi. Gdy już dojechaliśmy otworzył mi drzwi i wypóścił, jednak zaraz złapał mnie i przycisnął do siebie. Zaraz zaczął całować mnie po szyi, a potem w usta. Ta chwila była magiczna, taki pocałunek pod gołym niebem był po prostu niesamowity, gdy skończyliśmy spytał się:
- I co? Tylko mi nie mów, że ten leszcz całował lepiej ode mnie!
- Co ty robisz? My nie jesteśmy razem, nie masz prawa odstawiać mi scen zazdrości!- zdenerwowałam się
- Nie denerwuj się śliczna, bo zrobią ci się zmarszczki.- zaśmiał się- idę się bawić, a ty lepiej się połóż, pa
- Ty chamie, nienawidzę cię!
Nie usłyszał już tych słów, bo odjechał. Zostawił mnie w takim stanie, pod domem. Pokazałam mu jeszcze Fucka, liczyłam, że to zauważył. Miałam ochotę się rozpłakać, już dawno nie byłam tak sflustrowana. Potraktował mnie jak jakąś małolatę, pierwszym, co mi przyszło do głowy, to położyć się spać, ale nie, wpadłam na szalony pomysł. Rozebrałam się do naga i wskoczyłam do fątanny. Zrobiłam sobie takie zdjęcia i wysłałam Davidowi. Moja intuicja mnie nie zawiodła, przyjechał, sam, w piętnaście minut. Narzucił na mnie swoją marynarkę i wyciągnął z wody.
- Wiedziałam, że mnie tu nie zostawisz- zaśmiałam się
- Co ty wyprawiasz dziewczyno? Chcesz mieć problemy?
- Pamiętaj, ostatnie słowo zawsze należy do mnie!- Zaczęłam go namiętnie całować, o wiele mocniej niż on mnie.- i to właśnie jest to ostatnie słowo!- narzuciłam na siebie tą marynarkę i nawet nie zabierając swoich ciuchów poszłam do mieszkania ciesząc się w duszy, jak małe dziecko.
Wzięłam gorącą kąpiel, popsikałam się moją perfumą i goła rzuciłam się w pościel, nawet nie wiem, kiedy zasnęłam...

5 komentarzy:

  1. ciekawie piszesz :)
    dołączylam do obserwujących
    jeśli mozesz obserwoj moj blog http://my-body-dies.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny 5 rozdział!
    Obserwuję (jeśli spodoba Ci się mój blog, również go zaobserwuj,sprawi mi to wielką radość)
    http://unnormall.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi się jak piszesz. Najlepsze w rozdziale "odpowiedziała za mnie moja best friend" XDDD Może w sytuacji, w której akurat była dziewczyna, byłoby to nie na miejscu, ale zaczęłam się śmiać. Świetny rozdział. Pisz dalej, na pewno będę czytać ;)

    Pozdrawiam i zapraszam!

    http://recede-ryan-reynolds-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń