piątek, 31 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział XVI

Obudziłam się w moim łóżku. Powoli skierowałam się do łazienki i zrobiłam poranną toaletę oraz leki makijaż. Włosy rozczesałam i ułożyłam w lekkie fale. Potem stałam przed wielką szafą i zastanawiałam się co założyć. Przez okno buchało ciepło, więc doszłam do wniosku, że to musi być coś letniego. Nałożyłam turkusową koszulę bez rękawów, zwiewną, czarną spódniczkę oraz sandałki na koturnie. Tak przygotowana zbiegłam po schodach i po chwili byłam w kuchni. Moje oczy zobaczyły tylko Benjamina i Jasona, Tom i Gale poszli do miasta. Zauważyłam, że atmosfera jest napięta, a gdy dostrzegli, że jestem w pomieszczeniu posłali sobie złowrogie spojrzenia. Jason chciał pocałować mnie, ale mimowolnie się odsunęłam. Czułam, że coś jest nie tak. Bez słowa usiadłam na blacie kuchennym i zapytałam prosto z mostu:
- Co się stało?
- Wiesz, twój kochaś...- zaczął Ben
- To nic ważnego, nie zaprzątaj sobie tym głowy, on ma chyba jakieś problemy psychiczne, wariat, sam nie wie co gada.- wtrącił się Jason
- Dlaczego tak go tyrasz? To mój najlepszy przyjaciel i nie pozwolę, żebyś odwalał coś takiego! To ty tutaj jesteś furiatem, mnie mama nauczyła, że nie wchodzi się komuś w zdanie!- krzyknęłam
- Rose, to nie ma sensu. Twój chłopak po prostu nie chce, żebyś dowiedziała się bardzo kłopotliwej rzeczy na jego temat.- wykrztusił Benjamin- Jeśli chcesz, to możemy się przejść i na spokojnie wszystko ci wytłumaczę.
- Chodźmy, nie wytrzymam tutaj ani chwili dłużej.
Oboje z hukiem opuściliśmy willę. Słyszałam obelgi rzucane w naszą stronę, ale zignorowałam go i szłam za przyjacielem. Przez dłuższy okres milczeliśmy. W końcu doszliśmy do małego lasku, a potem znaleźliśmy się na polanie. Usiadłam na trawie i czekałam na wyjaśnienia. Ben zaczął.
- Widzisz, to bardzo delikatna sprawa.
- Mów, proszę, wolę wszystko niż kłamstwa.
- Gdy wczoraj zasnęłaś zaniosłem cię do twojej sypialni. Mieszkałem wcześniej z Jasonem i wiedziałem co nieco o nim, dlatego postanowiłem z nim pogadać. Wcześniej jednak się wykąpałem, zjadłem kolację, zajęło to trochę czasu. Następnie skierowałem się do pokoju współlokatora. Jak wiesz, nie mam w zwyczaju
pukać, więc wszedłem bez uprzedzenia. Delikatnie mówiąc zobaczyłem go w nieco dwuznacznej sytuacji... z jakimś chłopakiem.
- CO? Czy ty sobie żartujesz? Nie bawi mnie to!
- Przykro mi Rose, ale taka jest prawda. Już wcześniej zapraszał do siebie różnych kolegów, ale na prawdę myśleliśmy, że to tylko przyjaciele.
- To nie ma sensu, przecież ja i on byliśmy ze sobą. Chcesz mi powiedzieć, że on jest bi?
- Jeszcze tylu rzeczy o nim nie wiesz.- odgarnął moje włosy- ale zrezygnuj z niego, jeżeli nie chcesz cierpieć jeszcze bardziej.
- Czy ty coś sugerujesz?- po moim policzku spłynęła jedna łza
- Zapomnij o nim.- złożył delikatny pocałunek na mój policzek, przez co powstrzymał dalszy wyciek łez
- Moje życie jest do niczego, dlaczego nigdy nie mogę zakochać się w jakimś przykładnym, kochającym chłopaku?
- Po prostu nie zauważasz dobrych osób wokół ciebie, zawsze ciągnęło cię do tych złych. Nie wytrzymałabyś z poukładanym chłopczykiem.- przyznał szczerze
- Kochający nie znaczy poukładany- zdenerwowałam się- ale ty tego nie zrozumiesz. Nigdy nie cierpiałeś tak jak ja, nie zostałeś zdradzony. Oni wszyscy mnie nie szanują, skoro do tej pory ani razu nie byłam szczęśliwie zakochana, to znaczy, że już nikt mnie nie zechce, nigdy!
- Uspokój się- pocałował jak najnamiętniej umiał me usta- to przykre, że nie czułaś się przy mnie szczęśliwie zakochana...- wstał z trawy i zaczął odchodzić
- Zaczekaj!- odwrócił się i spojrzał na mnie smutno- przepraszam, nie chodziło mi o to, że byłam przy tobie nieszczęśliwa, po prostu musiałam wyjechać i to wszystko zepsuło. Na prawdę było mi z tobą dobrze, czułam się przy tobie bardzo bezpieczna, kochałam spotykać się z tobą. Z resztą nadal to kocham. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu, dlatego proszę, nie obrażaj się.
- Nawet nie wiesz, jakie to jest dla mnie trudne. Próbowałem zabić to uczucie, ale nie potrafię. Ja nadal cię kocham!- wykrzyknął i odszedł
 Próbowałam go dogonić, ale nie byłam w stanie. Po dłuższej chwili poddałam się i spacerkiem szłam w stronę miasta. Pojawienie się w domu było kompletnie bez sensu, więc spacerowałam po centrum trzymając mrożony jogurt w ręce. Musiałam jednak wrócić do willi, bo mieliśmy mieć próbę. Jak najciszej potrafiłam weszłam do apartamentu. Moje lęki były bezpodstawne, nikogo nie było w domu. Krzątałam się po kuchni bez sensu. W końcu zaczęłam przygotowywać jakąś sałatkę. Była dość dobra, ale gdy ją zjadłam nadal nie wiedziałam co mam robić. Nie miałam pojęcia, że w koncie na końcu korytarza stoi regał z książkami. Obejrzałam wszystkie egzemplarze dokładnie i po długim namyśle sięgnęłam po biografię Amy Winehouse. Tak się wciągnęłam, że dopóki Tom nie dotknął mojego ramienia byłam święcie przekonana, że chłopcy jeszcze nie wrócili. Włożyłam jakiś kawałek karteczki w miejsce, w którym skończyłam czytać i odłożyłam lekturę na miejsce. Byli już wszyscy. Musiałam pilnie porozmawiać z Jasonem i Benem, ale nie miałam pojęcia od którego zacząć. Po krótkim namyśle zdecydowałam, że najpierw pogadam z Jasonem, bo tak złowrogo się na mnie patrzył. Chwyciłam jego rękę i zaciągnęłam do mojego pokoju. Oboje usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy rozmowę.
- Mógłbyś wyjaśnić mi, co ten wczorajszy chłopak miał znaczyć?- zaczęłam spokojnie
- Rose, zrozum, ja chciałem być normalnym chłopakiem, ale nie potrafię. Ja w środku czuję się kobietą. Przepraszam jeśli cię zraniłem.
- O czym ty mówisz? Dobrze, rozejdźmy się jak kulturalni ludzie.- dotarło do mnie że to nie ma sensu- Żegnaj, mam nadzieję, że ułożysz sobie życie.
- Zawsze możesz na mnie liczyć.- pożegnał się i wrócił do salonu.
Chciałam zejść do chłopców, ale uleciała ze mnie cała energia. Ostatkami sił przewróciłam się do pozycji leżącej i wpatrywałam się w sufit. Nie płakałam, przecież znaliśmy się może parę dni, było mi jednak trochę smutno, że na mnie testował, czy podobało by mu się z dziewczyną. Poczułam się jak przedmiot, którego nikt nie traktuje na poważnie. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Nie czekając na moją odpowiedź Benjamin pojawił się obok mnie. Długo się we mnie wpatrywał. Chyba brakowało mu odwagi, żeby wydusić to, co chciał powiedzieć, ale w końcu zmotywował się i zaczął mówić.
- Przepraszam za tą dzisiejszą scenkę w lesie, to był nagły przypływ emocji. Musiałem to z siebie wyrzucić, ale nie martw się mną, możemy zapomnieć o całym zajściu.
- Nic się nie stało- przytuliłam go- zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym, pamiętaj o tym. Nie musimy zapominać, jeszcze pół roku temu codziennie dostawałam od ciebie takie wyznania. Uciekłeś wtedy, a ja chciałam powiedzieć tylko, że też cię kocham, ale to uczucie na razie nie jest prawdziwe. Spotkaliśmy się przypadkiem i wszystko się w nas obudziło. Nawet jeżeli mi się podobasz, to trzeba zaczekać, aż emocje opadną emocje.
- Czyli próbujesz mi powiedzieć, że uroiłem sobie to, że cię kocham?!
- Nie, ale po prostu to uczucie jest o wiele mocniejsze niż zawsze. Zobaczysz, że za miesiąc znowu będziesz uważał mnie za przyjaciółkę i nic więcej.- uspokajałam go
- Nie musimy od razu przekreślać możliwości na nasz związek?
- Nie, możliwość jest zawsze. Pamiętaj o tym- delikatnie musnęłam jego policzek- zawsze możesz na mnie liczyć.
Widziałam, że Ben spodziewał się innej rozmowy, ale i tak było dobrze. Nie chciałam go okłamywać, bo na prawdę coś do niego czułam, ale nie jestem pewna, czy to uczucie nie jest z lekka zakłamane i wyolbrzymione przez nasze niespodziewane odnalezienie się. Potrzebowaliśmy czasu. Gdy lekko się opanowałam zeszłam na dół. Moi współlokatorzy już mieli próbę. Dołączyłam do nich w pośpiechu i zaczęłam śpiewać piosenkę. Była dość ładna, ale nie w moim stylu. Byłam jednak nową, więc śpiewałam to, co kazali. Po wyczerpujących ćwiczeniach wróciliśmy do salonu. Atmosfera zrobiła się poważna. Czekałam, aż ktoś mi wyjaśni o co chodzi. W końcu przemówił Gale.
- Mamy dla ciebie świetną wiadomość. Za tydzień gramy koncert w Londynie. Jeżeli będziemy bardzo dużo ćwiczyć, to może wpleciemy do repertuaru też twoją piosenkę.
- Na prawdę? Ale ja nie jestem na to przygotowana. Gdzie jest ten koncert?
- W jakimś bardzo dużym klubie. Możesz dostać dwie wejściówki dla bliskich. To co, jedziesz z nami?
- Oczywiście, dziękuję.- przytuliłam ich wszystkich
- Tylko, że musimy wyjechać już jutro, bo tam jest parę spraw, które trzeba pozałatwiać, a poza tym pozwiedzamy miasto.
- To super, będę mogła zobaczyć się z Celine. Kocham was, lecę się pakować.
Bez słowa pożegnania pobiegłam do swojego pokoju i wyciągnęłam walizkę, do której wrzucałam wszystkie dość ciepłe rzeczy. Po godzinie byłam spakowana. Nie mogłam doczekać się wyjazdu. Roznosiło mnie od środka. Planowałam, komu można by dać bilety na występ. Jedna osoba to oczywiście moja siostra, ale druga? Po przemyśleniach postanowiłam, że będzie uczciwie, jeżeli Louis dostanie wejściówkę. W końcu był mi dość bliski. Zadzwoniłam do niego i poprosiłam o dyskrecję, przecież musiałam gdzieś spać, a o mamie nie było mowy. Obiecał, że nikomu nie powie i bardzo się cieszy, że mnie zobaczy. Zaraz poleciałam do chłopaków i powiedziałam im, że znalazłam sobie lokum. Zgodzili się, żebym spała w moim starym mieszkaniu. Dzisiejszy dzień był bardzo męczący. Wykończona pożegnałam się z resztą i położyłam się spać.

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału,
ale rozwaliłam klawiaturę. 
Postaram się nadrobić zaległości.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze ;*
Następny rozdział będzie, jeżeli pojawi się 8 komentarzy

poniedziałek, 27 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział XV

Gdy tylko się obudziłam spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Było już po dziesiątej. Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam krzyczeć na cały głos. Nie dość, że masakrycznie bolała mnie głowa, to na dodatek spóźniłam się do szkoły. Pierwszy do pokoju w którym byłam wpadł Ben. Patrzył na mnie jak na wariatkę, krzątałam się po całym pokoju. Chciał coś powiedzieć, ale nie dawałam mu dojść do głosu. W pewnym momencie nie wytrzymał i krzyknął:
- Dzisiaj jest sobota! Uspokój się!
- Mówisz serio?- zrobiło mi się głupio- przepraszam, nie chciałam cię obudzić- przytuliłam go
- Już dobrze, ale jesteś nam coś winna. Za karę zrób dla nas wszystkich śniadanie.- zaśmiał się
- Dobrze, ale mam prośbę, mogłabym dostać jedną tabletkę aspiryny, bo chyba mi zaraz łeb pęknie.
- Jasne, jest w szafce nad zlewem, weź sobie.
Po tych słowach skierowałam się do kuchni i połknęłam tabletkę. Następnie zaczęłam przeszukiwać lodówkę. Nie było zbyt dużo możliwości. W końcu zrobiłam wszystkim kanapki z sałatą i pomidorem. Zjedliśmy razem w pośpiechu. Musiałam już wracać, chciałam się pożegnać i wyjść, jednak chłopcy zdecydowali, że mnie nie wypuszczą. Doszli do wniosku, że muszą ze mną poważnie porozmawiać. Rozsiadłam się w fotelu i czekałam, aż zaczną mówić. Pierwszy przemówił Gale:
- Mamy dla ciebie pewną propozycję...
- Chcielibyśmy, żebyś dołączyła do naszego zespołu.- dokończył Benjamin
- Co? Czekajcie, ta propozycja spadła na mnie tak nagle. Nic z tego nie rozumiem.- zatkało mnie
- Szukaliśmy wokalistki od dłuższego czasu, piosenki mamy tylko na duet. To byłaby dla ciebie szansa, a to że kiedyś śpiewałaś w zespole wszytko ułatwia.- powiedział Jason
- Dokładnie, wczoraj urzekła nas twoja barwa głosu. Kogoś takiego potrzebujemy. Jeżeli zgodziłabyś się bylibyśmy najszczęśliwsi na świecie- rzekł Tom
- Chłopcy, jest mi bardzo miło, ale nie jestem pewna, czy się do tego nadaję, a poza tym jak wy to sobie wyobrażacie? Gdzie mielibyśmy próby? Jak często?- zasypałam ich pytaniami
- Gdybyś przyjęła propozycję zamieszkałabyś z nami. Ćwiczylibyśmy w naszym pokoju nagrań, a próby moglibyśmy mieć jak często by ci pasowało.- oznajmił Jason
- Miałabym zamieszkać z wami? Przecież ja mam umowę o mieszkanie z moją przyjaciółką. Nie mogłabym jej zostawić samej ze wszystkimi kosztami najmu.
- Opłacimy tamto mieszkanie do końca umowy, tylko do nas dołącz.- prosił Ben
- Jeżeli tak bardzo nalegacie, to dobrze, ale tylko na okres próbny i ile będę musiała płacić za wynajem pokoju w tym domu?
- Nic, to willa naszego sponsora, to on kazał, żeby do kapeli dołączyła dziewczyna.- przyznał szczerze Tom
- W takim razie ok. Ale to kiedy mam się przeprowadzić?
- Dzisiaj!- krzyknęli chórem
Przytuliłam ich i prędko wsiadłam do taksówki. Rozpierało mnie szczęście. Musiałam jeszcze wyjaśnić to wszystko mojej Lily i Celine. Bałam się tej rozmowy, musiałam jednak przez nią przebrnąć, moje szczęście było równie ważne. Wpadłam do mieszkania, zastałam obie dziewczyny oglądające telewizję. Opadłam na kanapę i zaczęłam tłumaczyć im zaistniałą sytuację. Lily ni była zbyt szczęśliwa, bo wiedziała, że będzie musiała sama sprzątać i zajmować się domem, ale Cel poparła mnie i bardzo podobało jej się moje dołączenie do zespołu. Gdy wyjaśniłam wszystko z dziewczynami poszłam wraz z siostrą do garderoby. Musiałam spakować wszystkie ciuchy i buty. Przy okazji dowiedziałam się, że Celine dzisiaj wyjeżdża. Było mi smutno, nawet nie zdążyłam się nią nacieszyć. Próbowałam ją namówić, żeby została, ale miała umówione jakieś badania. Popłynęło parę łez, ale obie byłyśmy już "duże" i wiedziałyśmy, że nie można się użalać. Siostra pomogła mi wszystko zapakować. Do najmniejszej walizeczki poszły wszystkie kosmetyki. Przyszedł moment pożegnania z Lily. Była mi bardzo bliska. Zaczynałam ją bardzo kochać. Wiedziałam, że będziemy mogły się odwiedzać, ale to już nie będzie to samo. Spodziewałam się, że uronię kilka łez, ale takiego napadu histerii nie miałam w planach. Tuliłam ją i tuliłam, nie mogłyśmy się od siebie odkleić. Stałyśmy tak ponad pół godziny, aż w końcu taksówkarz zaczął trąbić i krzyczeć, że jeżeli zaraz nie zejdę, to odjedzie. Pomachałam im po raz ostatni i wsiadłam do wozu. Nałożyłam na uszy słuchawki i zamknęłam oczy. Nie chciałam, żeby łzy mogły się z nich wydostać. Musiałam się ogarnąć, następny etap w moim życiu się zaczynał. Gdy byłam pod moim nowym domem nie czułam już smutku, tylko trochę żal, ale udało mi się go maskować. Chłopcy pomogli mi z walizkami, których było na prawdę sporo. Odstawili je do mego pokoju i zaczęli objaśniać.
- Tamta łazienka jest twoja.- Ben wskazał palcem na najbliższe pomieszczenie- jest najmniejsza, ale jako jedyna będziesz miała swoją własną. Pasuje ci taki układ?
- Jasne, dzięki, że nie będę musiała się z wami użerać o kolejkę do kibla- zaśmiałam się
- Podział obowiązków jest w tym domu mniej więcej równy, więc nie musisz się przejmować. Mamy tylko jedną prośbę, jeśli chcesz zapraszać chłopaka na noc, to nas uprzedź, taką stosujemy zasadę.
- Postaram się dostosować.- posłałam im ciepły uśmiech- a teraz wynocha- muszę się rozpakować.
- Jak chcesz, to mogę ci pomóc- zaproponował Jason
- Jeżeli nie masz nic lepszego do roboty, to spoko.
 Zostaliśmy sami w pomieszczeniu. Rozpakowałam się dość szybko, w końcu ktoś mi pomagał. Potem na luzie usiadłam na skraju łóżka i czekałam, aż zostanę sama. Jednak on zajął miejsce obok mnie i bacznie mnie obserwował. Czułam się z tym dość niezręcznie. To on pierwszy przerwał grobową ciszę.
- Dzisiaj już nikt nam nie przerwie.- zaczął się do mnie zbliżać
- Hola hola! Niezbyt szybko chce pan przejść do działania, panie Scott?- zaśmiałam się
- Myślę, że tępo jest właściwe.- musnął mój policzek
- A ja wolałabym jednak trochę zaczekać- odsunęłam się i wstałam z łóżka- dziękuję za pomoc, ale możesz już iść.
- I nawet nie dostanę jakieś nagrody, za to, że męczyłem się z tymi wszystkimi rzeczami?- wskazał policzek
- No dobrze.- złożyłam na jego ustach bardzo delikatny pocałunek.- to chyba nawet więcej, niż oczekiwałeś.- uśmiechnęłam się
- Wiesz, ja ogólnie zyskuję przy bliższym poznaniu, więc podejrzewam, że jeszcze nie raz dostanę więcej, niż planowałem.- zaśmiał się i wyszedł
Pozostawił mnie w okropnym stanie. Pokazał, że to on jest tym lepszym. Chciałam coś zrobić, ale byłam bezradna. Musiałam przyjąć taki rozwój sprawy i szykować się na kolejną rundę. Chodziłam taka rozdrażniona w tą i z powrotem po pokoju i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nadal mam a sobie makijaż z wczoraj, tłuste włosy i brudne ubrania. Szybko pobiegłam do łazienki i zaraz stałam pod prysznicem. Umyłam się ekspresowo, a następnie zajęłam się włosami. Umyłam je, a potem wysuszyłam i upięłam w wysokiego koka. Pomalowałam się delikatnie i właśnie stałam przed szafą. Nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić, więc ubrałam bokserkę z Kubusiem Puchatkiem, bawełnianą koszulę w kratę, krótkie spodenki oraz ciepłe skarpetki. Byłam już gotowa, gdy usłyszałam, że chłopcy wołają mnie na dół. Zbiegłam w pośpiechu i zobaczyłam postawnego mężczyznę w garniturze. Przedstawił się:
- Dzień dobry, nazywam się Mike Dowell, ale mów mi po prostu Mike. Ty pewnie jesteś tą świetną Rose.
- Nie jestem pewna czy taką świetną, ale tak, mam na imię Rose.- uśmiechnęłam się
- Rose, to jest nasz sponsor i manager za razem. Chce usłyszeć jak śpiewasz zanim podpiszemy umowę.- powiedział Ben
- Oczywiście, lepiej nie wchodzić do nieznanej rzeki. Co mam panu zaśpiewać?
- Chcę zobaczyć jak sobie radzisz z czymś nieznanym. Młodzi, czego jej jeszcze nie pokazywaliście?
- Może zaśpiewać np. "Laugh". Tego jej nie pokazywaliśmy.- oznajmił Jason
- Dobrze, więc chodźmy do pokoju nagrań. Tylko dajcie dziewczynie tekst, nie chcemy też całkowitej improwizacji.
Po chwili zapoznałam się z tekstem i wczułam się w muzykę. Muszę przyznać, że jak na pierwszy raz poszło mi całkiem nieźle, nawet ten cały Mike był zadowolony. Pokazał mi jakiś papierek, to miała być nasza umowa na rok. Nie obchodziły mnie te zarobki, robiłabym to nawet za darmo, więc bez czytania podpisałam dokument w ciemno. Mężczyzna dopił kawę i wyszedł. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Podobno przeszłam jakiś test, nie ogarniałam o co chodzi, ale nie dopytywałam, nie miałam do tego głowy. Było już po południu, a my nie zjedliśmy jeszcze obiadu. Po ilości pustych kartonów po pizzy domyśliłam się, że je się tutaj śmieciowe żarcie i postanowiłam to zmienić. Wysłałam Toma na zakupy, a sama szykowałam rzeczy, które były w domu. Musiałam im dać lekcję gotowania. Bardzo dużo podróżowałam z rodzicami, raz byliśmy nawet w Polsce. Tam moja daleka krewna nauczyła robić moją mamę pierogi, a mama nauczyła mnie. Zaczęłam zagniatać ciasto, wszyscy przyglądali mi się uważnie. Następnie zajęłam się farszem, jak na mój gust nie był idealny, ale lepszy od takiego, który jadłam w restauracji. Potem już nie było zmiłuj, pokazałam im jak się lepi i wszyscy sklejaliśmy. Muszę przyznać, że nie wyglądały może najlepiej i kilka się rozgotowało, ale wyjątkowość tej potrawy urzekła chłopców. Zjedli wszystko i chcieli jeszcze, ale już nawet nie było składników. Przygotowanie tego posiłku zajęło nam mnóstwo czasu, ale byliśmy zadowoleni. Zdawałam sobie sprawę, że ani jeden dzień tutaj nie będzie nudny, bardzo mi się to podobało. Jednak gdy pomyślałam, że codziennie będzie czekał mnie taki wysiłek, to robiło mi się słabo, a jeszcze przecież dochodziła szkoła. Na razie jednak było dobrze. Nie mieliśmy planów na wieczór, a impreza odpadała, bo głowy chyba by nam pękły. Na wyjście też nie było mowy. W końcu stanęło na tym, że zrobiliśmy popcorn i zaczęliśmy oglądać jakąś komedię. Nie rozumiem, co w niej było śmiesznego, w połowie filmu zasnęłam na ramieniu Bena i nie mam bladego pojęcia, co działo się dalej.

No i mamy 15 rozdział ;3
Dziękuję za wszystkie komentarze, 
dla was to tylko chwila, a mnie one motywują do dalszego pisania.
Następny rozdział dodam, gdy będzie sześć komentarzy,
więc wszystko zależy od was *_*

sobota, 25 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział XIV

Rano powoli wstałam i udałam się do łazienki. Nie mogłam odpuścić sobie następnego dnia w szkole. Wzięłam prysznic, umyłam głowę, zrobiłam poranną toaletę, czyli wszystkie czynności, które wykonywałam codziennie. Włosy związałam w wysokiego kucyka. Następnie stanęłam w garderobie i zastanawiałam się, co nałożyć. Wyglądnęłam przez okno i pogoda nie wyglądała najpiękniej. Nałożyłam więc sweter z motywem galaxy, który sięgał mi do połowy ud, czarne rurki oraz miętowe Martensy. Gotowa zeszłam do kuchni, gdzie siedziała Lily. W pośpiechu przygotowałyśmy tosty, zostawiłyśmy liścik dla Celine, że wychodzimy do szkoły i wybiegłyśmy z domu. Szłyśmy pół godziny, aż dotarłyśmy. Powoli przemierzałyśmy korytarze, aż w końcu każda z nas poszła w inną stronę. Wszędzie było pusto, lubiłam jednak przychodzić do szkoły wcześniej, czułam się jak pani szkoły, to uczucie było jednak pozorne. Zaraz weszła znienawidzona przeze mnie Bella. Zmierzyła mnie wzrokiem i wypaliła:
- Jakim prawem chcesz zabrać mi Ethana?!
- Co? Dziewczyno, ty się musisz leczyć! To, że cię nienawidzę, nie znaczy, że odbiorę ci chłopaka! W przeciwieństwie do ciebie ja nie uciekam się do takich metod!- krzyknęłam
- Skąd ty o tym wiesz?! Jack ci wypaplał?! To nie zmienia faktu, że masz odwalić się od mojego ukochanego!
- Co?- zatkało mnie- co zaszło między tobą a Jackiem? I przede wszystkim kiedy?!
- Jak ty mizdrzyłaś się z nimi na biwaku ja odwiedziłam twojego chłopaka w szpitalu.- uśmiechnęła się- jakoś niespecjalnie bronił się przed pocałunkiem.
- Ty wredna ździro! Kłamiesz, on by się czegoś takiego nie dopuścił!
- Tak? To zobacz- pokazała mi nagranie- nagrał to mój brat, przez szybę od jego sali. Nie uważasz, że to wygląda przynajmniej tak, jakby Jack się w to zaangażował?
- Wyślij mi to nagranie!- wrzasnęłam
- Dobrze, mi to już i tak nie zaszkodzi, ale radzę ci trzymać się z daleka od Ethana!- przesłała mi filmik i odeszła
Po moich policzkach spływały łzy. On zrobił mi awanturę za to, że pocałowałam Merlina, a sam obściskiwał się z tą pustą lalunią. Zaczęłam biegać po szkole w nadziei, że go znajdę. W końcu na niego wpadłam. Stał z kolegami i śmiał się z czegoś. Podeszłam i pokazałam mu materiał. Wykrzyczałam mu prosto w twarz:
- Co to ma kurwa być?!
- Skąd to masz?
- Bella mi wysłała. Zabawne, może ty wcale się na mnie nie wkurzyłeś, tylko po prostu chcesz ze mną zerwać, żeby iść do tej plastikowej laski!
- O czym ty mówisz? Tak się stało i tyle, a właściwie to wiesz co? Masz rację, ten związek nie ma przyszłości. To koniec...- wykrztusił
Popatrzyłam się na niego, chciałam go zabić. Bałam się, że mogę go jakoś uszkodzić, więc czym prędzej odwróciłam się i pobiegłam do łazienki. To się nie mieściło w mojej głowie. To przecież Jack mi pomagał, to on mówił, że to układ. Był bardzo miłym człowiekiem i liczyłam, że nie sprawi mi bólu. To prawda, pocałowałam innego, ale się przyznałam i szczerze tego żałowałam, a on ukrył tą zdradę przede mną. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Zadzwonił jednak dzwonek i musiałam iść na lekcję. Pierwszy był angielski. Zajęłam miejsce w ostatniej ławce i jakoś przeżyłam tą godzinę. Reszta też jakoś zleciała. Gdy wreszcie wybił czas powrotu do domu wstałam z ławki i wybiegłam z tej okropnej szkoły. Ktoś na mnie czekał, mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Na środku dziedzińca stał Ben. Chciałam do niego podejść, ale nie byłam w stanie, coś tak jakby przykleiło moje stopy do podłogi. On jednak wykonał pierwszy krok i zaczął się do mnie zbliżać. Około dwadzieścia osób przyglądało się tej scenie, w tym Jack. Gdy Benjamin był już blisko zrobiłam trzy kroki i wtuliłam się w jego tors. Wyszeptałam tylko cichutko:
- Zabierz mnie stąd, proszę.
- Oczywiście, przed szkołą stoi mój motor, chodź.- pociągnął mnie za rękę
Nie protestowałam, moim największym marzeniem było stąd uciec. W ostatnim momencie spojrzałam na tych wszystkich gapiów. Nie wiem, czemu tak zareagowali, ale chyba najwyraźniej zadawanie się z ludźmi z poza szkoły było zabronione. Miałam to gdzieś, objęłam chłopaka i zamknęłam oczy, jeszcze nigdy nie jechałam takim sprzętem, muszę przyznać, że obleciał mnie strach. Podróż trwałą jakiś kwadrans, nie miałam powodów do obaw, bardzo polubiłam ten środek lokomocji. Gdy byliśmy na miejscu rozejrzałam się dookoła. Nie znałam tego miejsca, ale wyglądało to na jakąś bogatą dzielnicę. Nie pytałam jednak o nic, dałam się prowadzić. Weszliśmy do jednej willi i zaraz zobaczyłam trzech chłopaków siedzących na kanapie i oglądających mecz. Ben powiedział:
- To tutaj mieszkam z moim zespołem.
- Nie wiedziałam, że masz zespół.- odpowiedziałam zdziwiona
- Nie chciałem się chwalić- powiedział skromnie- może chcesz poznać chłopaków?
- Jasne- podeszłam do nich.- Jestem Rose.
- Ja mam na imię Gale i gram na klawiszach. To jest Tom, gitarzysta, a to jest...
- Pozwolisz, że sam się przedstawię?- zwrócił się do Gale'a- Nazywam się Jason, a mój konik to perkusja. Bardzo miło mi cię poznać.- wyznał czarującym głosem
- Czyżbyś zakochał się w mojej przyjaciółce?- zapytał śmiejący się Benjamin
- Po prostu próbuję być miły- oburzył się
- No już dobrze, nie obrażaj się. Zabieram Rose do siebie, musimy pogadać.
- Czekaj! My też chcemy poznać naszą nową znajomą- odkrzyknęła reszta chłopców
- W sumie, to im więcej głów do myślenia tym lepiej- przyznałam
- No to załatwione- odparł Jason- siadaj obok mnie i mów co cię dręczy.
Zajęłam miejsce i popłynęłam w opowieści. Pokazałam im też filmik z mojej komórki i wyjaśniłam całą historię. Byłam kompletnie rozbita. Patrzyli na mnie i próbowali znaleźć słowa, żeby mnie pocieszyć. Mówienie o tym było dla mnie istną męczarnią. Zauważył to Benjamin i zmienił temat.
- A wiecie, że Rose grała ze mną kiedyś w zespole? Pięknie śpiewa.
- To może niech nam coś pokaże.- zaproponował Tom
- W sumie ostatnio napisałam piosenkę, ale nie wiem, czy to dobry pomysł, a poza tym nie lubię śpiewać bez podkładu...
- Ja znam melodię, mogę ci podegrać. Nie waż się wymigiwać.- rozkazał Ben
Po długich prośbach w końcu się zgodziłam. Zaśpiewałam jak najładniej potrafiłam piosenkę "Now is Good". Gdy skończyłam wszyscy bili mi brawo i gratulowali głosu. Ja skromnie uważałam, że to nic nadzwyczajnego, ale im bardzo się podobało. Zaprosili mnie do piwnicy. Nie rozumiałam, po co tam idziemy, ale okazało się, że mają tam profesjonalny pokój nagrań. Każdy zajął swoje miejsce, dali mi tekst, pokazali jak to zaśpiewać i zaczęli grać. To był cover mojej ukochanej piosenki "Rehab", mój głos był zerem w porównaniu z Amy Winehouse, ale z racji tego, że to była przeróbka bardzo podobało mi się wykonanie. Nie wiedziałam, że Ben potrafi grać na saksofonie, miło mnie zaskoczył. Nagraliśmy jeszcze trzy piosenki, a potem z powrotem wróciliśmy do salonu. Dogadywałam się z nimi świetnie, wszyscy stwierdzili, że Jack to dupek i powinnam o nim zapomnieć. Najgorsze było to, że trafiałam na samych idiotów, no może oprócz Bena. Bardzo nie chciałam wracać do domu, więc postanowiłam zostać u nich na noc. Zadzwoniłam tylko do Celine i Lily, że mnie dzisiaj nie będzie. Chłopcy byli bardzo szczęśliwi, że zostaję. Zrobiliśmy sobie kolorowe drinki i sączyliśmy je przez resztę wieczoru. Całkiem zapomniałam o zawodzie miłosnym. Z tego grona najbardziej podobał mi się Jason. Urodził się w Korei Południowej, ale trafił do sierocińca i zaadoptowali go Amerykanie. Był wyjątkowo przystojny. Wpadłam mu w oko, przynajmniej tak to wyglądało. Zrobiliśmy sobie imprezę, tańczyliśmy, graliśmy w karaoke. W pewnym momencie drink Jasona wylądował na mojej bluzce. Zaczął przepraszać, wycierać plamę, ale mnie to bardzo śmieszyło. Chciałam się tylko przebrać, nie żywiłam do niego urazy. Poszliśmy do jego sypialni. Była ogromna, pod ścianą stało pięknie pościelone łóżko. Po prostu pokój był cudowny. Jason wyciągnął z szafy koszulkę. Ściągnęłam z siebie brudną bluzkę i stałam w samym staniku. Ten widok na pewno przykuwał uwagę. Chłopak nie mógł oderwać ode mnie wzroku, a ja nie wiem czemu, ale nie zaczęłam nakładać czystej odzieży. Po dłuższej chwili powiedział:
- Jesteś bardzo piękna...
- Zawstydzasz mnie- uśmiechnęłam się
- To sama prawda- zaczął się zbliżać.- Masz cudowny uśmiech i nie tylko.- był tak blisko, że czułam jego oddech na szyi.
- Schlebiasz mi.- zarumieniłam się- Pocałuj mnie- sama byłam zaskoczona słowami, jakie wypowiedziałam
- Na rozkaz- złożył na me usta lekki jak piórko pocałunek- Jeszcze?
- Yhm...- popatrzyłam mu głęboko w oczy
Po chwili leżałam na łóżku i czekałam na następny ruch mojego nowego kolegi. Był wyjątkowy, zaczął bardzo delikatnie mnie całować. Wplotłam palce w jego włosy. To była bardzo magiczna chwila, jednak nagle ktoś otworzył drzwi. Poczułam się zażenowana, gdy zobaczyłam tak Benjamina. Pospiesznie wstałam i naciągnęłam na siebie koszulkę mojego znajomego. Ben i Jason bardzo się śmiali, ja jednak nie czułam się komfortowo. Wymknęłam się i w pośpiechu zeszłam po schodach. Miałam ochotę na następnego drinka. Zrobienie go to byłby jednak zbyt duży wysiłek. Napiłam się z gwinta najbliżej stojącej butelki z wódką. Od razu skrzywiło mi twarz. Nawet nie wiem, dlaczego byłam tak wkurzona, ale gdy napiłam się tego świństwa otrząsnęło mnie i powróciłam do normalnego stanu umysłu. Było mi bardzo gorąco, Jason musiał to zauważyć, bo zaproponował, żebyśmy poszli wykąpać się w basenie. Na początku zrobiłam wielkie oczy, ale gdy wyjrzałam przez okno wszystko zrozumiałam. Za willą był wielki basen. Nie czekając na reakcję chłopaków wybiegłam na dwór i rozebrałam się do bielizny. Następnie wskoczyłam do wody robiąc wielki rozprysk. Po chwili dołączył do mnie Tom i Jason. Ben i Gale zostali w środku, ale nie powiedzieli czemu. Miałam to gdzieś, chociaż bardzo ich lubiłam. Świetnie się bawiłam. Po półgodzinie Tom wyszedł i zostałam sama z Jasonem. Podpłynął do mnie szybko i objął w biodrach. Pokazał gestem ręki, żebyśmy zanurkowali. Po chwili byliśmy pod wodą i patrzyliśmy sobie w oczy. Oplotłam go nogami i starałam się pozostać pod wodą. Chciałam, żeby coś się stało, on jednak nic nie robił, a mi zaczynało brakować powietrza. W końcu przejęłam inicjatywę i pocałowałam go. Potem popływaliśmy jeszcze chwilkę i wyszliśmy. Byłam wykończona. Poprosiłam o jakieś łóżko. Chłopcy wskazali mi pokój dla gości. Bez wahania rzuciłam się na łóżko i w mgnieniu oka zasnęłam.

piątek, 24 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział XIII

Obudziłam się o szóstej i w pośpiechu pobiegłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie koszulę nocną i weszłam pod strumień gorącej wody. Zrelaksowana, a przede wszystkim czysta, wyszłam spod prysznica. Wyprostowałam włosy, zrobiłam lekki makijaż oraz poranną toaletę. W miarę ogarnięta udałam się do garderoby. Wybrałam niebieską bokserkę, czarną spódniczkę w kwiaty oraz tego samego koloru lity. Uszykowana weszłam do kuchni i zaczęłam robić jajecznicę. Po pięciu minutach dołączyła do mnie Lily, to bardzo zabawne, bo do tej pory jej nie widziałam, a już była ubrana i gotowa do wyjścia. Zajęła się talerzami i po chwili w spokoju jadłyśmy śniadanie. Nasz relaks przerwał telefon. Podbiegłam do mojej komórki i odebrałam. To była moja siostra, kazała mi wyjrzeć przez okno. Zrobiłam tak jak kazała. Prawie zemdlałam, gdy zobaczyłam ją na chodniku. Zachęciłam ją gestem ręki, żeby wchodziła. Po chwili Celine siedziała już witała się ze mną. Nasze czułości trwały bardzo długo. Gdy opanowałyśmy emocje obie usiadłyśmy na krzesłach i zaczęłyśmy rozmawiać. Jak się okazało choroba Cel nie postępowała i dlatego mogła mnie odwiedzić. Prosiła, żebym wróciła, ale byłam nieugięta. W końcu poddała się i zmieniła temat. Chciała usłyszeć czegoś o moim pobycie tutaj. Na początku odpowiadałam zdawkowo, ale gdy się rozgadałam opowiedziałam jej dosłownie wszystko. Zrobiła wielkie oczy i nawet się nie odezwała. W końcu po chwili milczenia podjęła rozmowę.
- Zachowujesz się jak zdzira. Wparowałaś gościowi do namiotu i się z nim obściskiwałaś, podczas gdy twój chłopak leżał w szpitalu? Nie no, tego się po tobie nie spodziewałam Rose.
- Ale ja na prawdę nie chciałam, zrozum, to był przypływ emocji, tak jakoś wyszło. Czy ty nigdy nie popełniłaś żadnego błędu?- mrugałam energicznie próbując powstrzymać napływ łez
- Nie powinnam tak na ciebie naskoczyć, ale zrozum, potraktowałaś tego Jacka, tak jak David potraktował ciebie. No i właśnie, ja też popełniłam błąd...
- Co się stało?
- Nie mogę ci powiedzieć, ale po prostu nie mogłam zostać dłużej w Londynie.
- Mów, natychmiast!- krzyknęłam
- Ja zrobiłam coś strasznego.- zaczęła płakać i wskazała na brzuch
- Czy ty jesteś w ciąży?!
Nie odpowiedziała, przytuliła się tylko do mnie i próbowała opanować szloch. Myślałam, że będzie taka roztrzęsiona bardzo długo, jednak ona po pięciu minutach powoli się ogarnęła. Chciałam z nią zostać, kazała mi jednak iść do szkoły. Próbowałam się kłócić, ale wręcz wypchnęła mnie z domu. Westchnęłam tylko ciężko i zaczęłam schodzić z drugiego piętra. Pod blokiem stał samochód, ktoś na mnie czekał. Drzwi otworzyły się i ujrzałam twarz Merlina. Zachęcił mnie do wejścia. Bez zastanowienia zajęłam miejsce na przednim siedzeniu. Liczyłam, że chłopak podwiezie mnie do szkoły, jednak byłam w błędzie. Nagle wszystkie drzwi się zatrzasnęły, a my odjechaliśmy z piskiem opon. Próbowałam protestować i chciałam, żeby mnie wypuścił, on jednak uśmiechał się tylko głupkowato. Coraz bardziej żałowałam, że wsiadłam do tego auta. Krzyczałam na niego, próbowałam płakać, jednak wszystko było na nic. Jechaliśmy bardzo długo, byliśmy już poza Nowym Yorkiem. Potem skręciliśmy w jakiś las. Nie znałam tego miejsca. Jechaliśmy lasem dłuższą chwilę, aż ujrzałam mały dom zrobiony z drewna. Chłopak otworzył drzwi i podał mi rękę. W tym samym momencie wyrwał mi torebkę. Chciałam ją odebrać, jednak on był zbyt silny. Siłą zaciągnął mnie do tego domku. Wnętrze było dość przytulne, niczym nie różniło się od reszty tego typu miejsc. To było parterowe lokum z łazienką, salonem, sypialną i kuchnią. Gdy tylko przekroczyłam próg drzwi zatrzasnęły się. Zaczynałam się bać, ale postanowiłam grać pewną siebie. Jak najswobodniej umiałam usiadłam na sofie i zadałam jedno proste pytanie:
- Po co tu przyjechaliśmy?
- A jak myślisz? Chyba nie sądziłaś, że dziesięć tysięcy wszystko załatwi.
- Wydawało mi się, że to sprawa zamknięta, ale jeśli oczekujesz więcej pieniędzy, to nie masz na co liczyć. Dobrze ci radzę, nie żądaj więcej, bo zgłoszę to na policję.- powiedziałam spokojnym tonem
- Żebyś mogła to gdzieś zgłosić musiałabyś najpierw stąd wyjść- zaśmiał się
- Czy ty mi grozisz? Zamiast knuć jakieś dziwne intrygi powiedz prawdę!- rozkazałam
- Ok, jak chcesz. Postanowiłem doprowadzić do konfrontacji twojej, mojej, i niejakiego Jacka. Co ty na to skarbie?
- Nie nazywaj mnie tak, a co do konfrontacji to spoko.- odparłam- tylko skąd weźmiemy mojego chłopaka?
- On już tu jest. Możesz wyjść Jack.- zawołał go
- Kochanie, niezależnie co on powie, to wszystko nieprawda.- wtuliłam się w chłopaka, gdy tylko otworzył drzwi od łazienki
- Posłucham jednak, co ma do powiedzenia.- odpowiedział szorstko i się odsunął
- No więc tak- wtrącił się Merlin- twoja dziewczyna urządzała nam niezłe scenki na tym biwaku. Wyobrażasz sobie, że weszła do namiotu owinięta ręcznikiem, a wyszła w koszulce Zyana? Czy to nie jest według ciebie podejrzane?- wiercił dziurę
- Z tego co wiem, to Rose zapomniała walizki i dlatego pożyczyła ciuchy od Zyana.- starał się bronić mnie mój chłopak
- To tylko pretekst, ale zobaczysz. Jeszcze nieźle przejedziesz się na tej dziewczynie i to nie raz- zaśmiał się i otworzył drzwi.- A teraz wypad z mojej chaty, wrócicie na piechotę.
Próbowaliśmy protestować, ale to było na nic. Wyrzucił nas za drzwi. W między czasie przez okno wyleciała moja torba. Zadzwoniłabym po taksówkę, ale nawet nie wiedziałam, gdzie jesteśmy. Aż jęknęłam, gdy pomyślałam, że będę zmuszona przejść tyle kilometrów. Jack jednak już odszedł. Dogoniłam go szybko i szliśmy dalej w milczeniu. Mieliśmy ogromne szczęście, bo po jakiś pięciu kilometrach zobaczyliśmy samochód trenera mojego towarzysza. Spotkaliśmy go na parkingu w nieco dwuznacznej sytuacji z jakąś skąpo ubraną kobietą. Obiecaliśmy, że jego żona się o tym nie dowie, ale w zamian mężczyzna podwiezie nas no NY i usprawiedliwi nieobecność w szkole. Zgodził się, w między czasie zapłacił tamtej młodej pani i zostawił ją tam. Szczerze mówiąc miałam to gdzieś, ale przynajmniej nie musiałam wsiadać do jakiegoś obcego auta jako autostopowiczka. Nie opłacało się iść na lekcje. Zostałam podrzucona pod dom i serdecznie podziękowałam. Uniknęłam spojrzenia Jacka i prędko wydarłam na górę. Pospiesznie otworzyłam drzwi i zobaczyłam zapłakaną, skuloną w kącie Celine. Wycedziła tylko przez zęby:
- Zrobiłam to... usunęłam- płakała
- Ja chyba śnię! O czym ty mówisz?!- krzyknęłam
- Zabiłam to dziecko, ale spróbuj mnie zrozumieć, ja bym nie dożyła do porodu!- teraz to ona krzyczała
- Jak mogłaś? Przecież to malutkie stworzonko mogło żyć.
- Sorry, ale wiem, jak to jest wychowywać się bez matki. Już wolę żeby tego czegoś nie było, niż żeby miało zniszczone dzieciństwo! Tylko po to tu przyjechałam. W Londynie mama by coś zauważyła. Nie miałam wyboru, nigdy tego nie pojmiesz, ale przynajmniej spróbuj mnie zrozumieć. Nawet jeżeli przeżyłabym do końca ciąży, to umarłabym podczas porodu, a ja nie wyobrażam sobie, zostawić dziecko same na tym świecie, wiesz, jakie ciężkie miałam dzieciństwo! Ojciec mnie bił, a matka odnalazła się miesiąc temu! Kto by się zajął tym małym stworzonkiem? Ty czy może mamusia?!- wrzeszczała mi prosto w twarz
- Uspokój się.- zaczęłam łagodnym tonem- podjęłaś taką decyzję, nie ma co rozpaczać. Teraz najważniejsze, żebyś tego nie rozpamiętywała. Dasz radę, twój wybór jest uzasadniony. Przy lekach jakie bierzesz dziecko mogło urodzić się chore. Wybrałaś najlepszą z możliwych opcji.- przytuliłam ją
- Uwierz mi, ja nigdy sobie tego nie wybaczę!- szlochała
- Poradzisz sobie, przecież zawsze byłaś silna siostrunio. Będzie lepiej, jeśli położysz się spać.- Zaprowadziłam ją do pokoju i położyłam w moim łóżku.
To było straszne, rano powiedziała mi, że będzie miała dziecko, a po południu go już nie ma. Zdecydowanie za dużo jak na moją głowę. Już chciałam zacząć robić sobie coś do jedzenia, ale usłyszałam dzwonek do drzwi. Już myślałam, że to następne złe wieści, ale na szczęście to był Ben. Wpuściłam i wyściskałam go. Opowiedziałam mu historię Celine i moje dzisiejsze przeżycia. Autentycznie mi współczuł, ale wytłumaczył, że trzeba iść na przód i nie patrzeć w tył. Zrozumiałam to i poprosiłam, żeby pomógł zrobić mi obiad. Po chwili staliśmy w kuchni i robiliśmy spaghetti. Ja zajęłam się sosem, a on gotował makaron. W między czasie wróciła Lily i pomagała nam przygotowywać jedzonko. Po wielu wysiłkach usiedliśmy przy stole i zjedliśmy posiłek zostawiając coś dla mojej siostry. Wytłumaczyłam przyjaciółce, dlaczego Cel tutaj przyjechała i poprosiłam, żeby mogła jeszcze troszkę zostać. Bardzo mi na niej zależało, przecież nikomu tak bardzo nie ufałam. To tylko z nią, jak miałam trzy latka, kąpałam się w wannie. Nie mogłam patrzeć na jej roztrzęsienie. Nagle przyszła blondynka, chyba przywołałam ją moimi rozmyślaniami. Zaczęła witać się z Lily, a gdy zobaczyła Benjamina przytuliła go serdecznie. Nie mówiłam jej wcześniej, że on tu jest. Usiedliśmy na sofie i gadaliśmy bardzo długo, wspominaliśmy dawne czasy. Zajęło nam to trochę czasu i był już późny wieczór. Pożegnałam się z przyjacielem i wzięłam szybki prysznic. Następnie ubrałam pidżamę i wskoczyłam pod kołdrę.


Uwaga! Proszę o przeczytanie tego komunikatu!
Ten blog bierze udział w konkursie na blog roku,
Dlatego potrzebuję dużo komentarzy i zaobserwowań. 
30.01 zacznie się następny etap i 
będziecie mogli głosować na "Now is Good". 
Szczegóły podam potem, ale pamiętajcie,
BARDZO PROSZĘ O KOMENTARZE :*

czwartek, 23 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział XII

Gdy się przebudziłam wszyscy jeszcze spali. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Zachowałam się jak David. Zdradziłam chłopaka, który był dla mnie ważny. Musiałam odwołać zakład i szybko wracać do Nowego Yorku. Opuściłam mój namiot i skierowałam się w stronę w stronę Merlina. Gdy weszłam do jego miejsca spoczynku od razu się przebudził. Wpatrywał się we mnie ciemnymi oczami i czekał na jakiś krok. Po dłuższej chwili milczenia zaczęłam mówić:
- Przepraszam za wczoraj, to nie miało tak być. Nie mam pojęcia, co mnie napadło...
- Dlaczego? Ty nic nie rozumiesz, na prawdę mi się podobasz...- wyjąkał
- Co? Ale ja mam chłopaka.
- I świecisz tyłkiem przed wszystkimi? Pływasz w jeziorze w prześwitujących majtkach, nie przeszkadza ci, gdy ktoś cię obmacuje i próbujesz rozkochać w sobie innego! Jesteś zwykłą dziwką!- wykrzyczał
- Nie masz prawa mnie oceniać! My się tylko pocałowaliśmy, nic więcej, rozumiesz? To był głupi zakład, w który dałam się wkręcić. Nic o mnie nie wiesz!- odpowiedziałam
- Dobrze, ale ciekaw jestem co powie twój chłoptaś, gdy dowie się do wyprawiałaś!
- Nie zrobisz tego!
- Na prawdę się w tobie zakochałem od pierwszego wejrzenia i skoro nie chcesz mnie, to na pewno nie pozwolę ci być szczęśliwą z tamtym!
- Jak możesz? Co ja ci zrobiłam? Nienawidzę cię.- zaczęłam płakać
- Nie płacz, możemy ewentualnie pójść na układ. Proponuję ci, że zapłacisz mi dziesięć tysięcy, a zapomnimy o tym zajściu i nikt nie dowie się, co wyprawiałaś nad wodą. Co ty na to?
- Mam jakiś wybór?- zapytałam
- Nie i dobrze ci radzę, żebyś przyjęła propozycję.
- Dobrze, ale musimy wrócić. Nie chcę zamieszania. Pożyczmy auto, oddam wam kasę za paliwo i zapłacę tą te pieniądze dla ciebie...
- Ok, nie ma czasu do stracenia. Wsiadaj do samochodu.
Po chwili byliśmy w drodze powrotnej. Prosiłam, żeby mieć na koncie te dziesięć tysi. Dojechaliśmy do najbliższego bankomatu i udało się, wypłaciłam dużą sumę. Liczyłam na podwózkę do NY, ale on wsiadł do pojazdu i zostawił mnie w jakimś małym miasteczku. Wreszcie miałam zasięg i zadzwoniłam po taksówkę. Podróż wyniosła mnie bardzo drogo, ale dotarłam do mojego mieszkania. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam Lily i moją mamę siedzącą na kanapie. Zaczęłam intensywnie mrugać, ale to nie mogły być omamy. Opadłam ciężko na fotel i cały czas bacznie obserwowałam zachowanie mojej rodzicielki. Miała łzy w oczach.
- Córeczko, nareszcie cię znalazłam- zaczęła
- Jak to zrobiłaś? To niemożliwe.
- Mam swoje sposoby, ale to jest najmniej ważne. Proszę cię, wróć do domu, wszyscy odchodziliśmy od zmysłów.
- Nie ma mowy! Zaczęłam chodzić tu do szkoły, znalazłam znajomych, przyjaciół. Nie możesz mnie stąd zabrać. Za nic się na to nie zgodzę.- oświadczyłam
- Skarbie, ale ty jeszcze jesteś za młoda, nie poradzisz sobie sama- próbowała mnie przytulić, ale odtrąciłam ją- nie odrzucaj mnie, chcę dla ciebie jak najlepiej.
- To dlaczego wyrzuciłaś mnie z domu?! Dlaczego zmusiłaś mnie, do porzucenia całego życia?!- wybuchłam- nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz?! A teraz wyjdź, nie chcę cię tu więcej widzieć.- wyrzuciłam ją za drzwi.
Próbowała się dobijać, ale już jej nie wpuściłam. Moje oczy napełniały się łzami. To było za dużo emocji, jak na jeden raz. Jeszcze nie zdążyłam otrząsnąć się po tej akcji z Merlinem, a już moja mamuśka wyskoczyła z takim czymś. Na szczęście po jakimś kwadransie poszła i mogłam zacząć rozmawiać z Lily o rzeczach na prawdę dla mnie ważnych. Chciałam zacząć rozmowę, ale jedyne co przychodziło mi do głowy, to tylko monolog. Zaryzykowałam i zaczęłam wypowiedź.
- Lily, ja zdradziłam Jacka. To stała się tak nagle. To niby był zwykły pocałunek, ale tragicznie się z tym czuję. Na dodatek straciłam dziesięć tysięcy, mój cały majątek- łzy popłynęły po moich policzkach
- Co? Gdzie ty byłaś i co się tam stało? Mów, szybko.- naskoczyła na mnie
- Pojechałam na biwak i założyłam się z Henrym, że rozkocham w sobie takiego Merlina. To było straszne, bo on chyba dostał jakieś obsesji na moim punkcie. Zażądał takiej dużej kasy za milczenie.
- No to wpakowałaś się w niezłe bagno, ale poradzimy sobie, nie mamy wyboru- przytuliła mnie
- Masz rację, ale teraz muszę pojechać do Jacka.
- Już wyszedł ze szpitala, jest u siebie w domu. Byłam tam raz, jeśli chcesz, to mogę cię zaprowadzić, to niedaleko.- zaproponowała
- Dzięki
Po chwili szłyśmy spacerkiem w stronę domu mojego chłopaka. Gdy byłyśmy przed nim Lily zawróciła i zostawiła mnie samą pod wielkimi drzwiami. Bałam się, ale zapukałam i po chwili w drzwiach zobaczyłam poobijanego Jacka. Bez zastanowienia rzuciłam się mu na szyję. Odwzajemnił mój entuzjazm. Chwycił kurtkę i zaprosił mnie na spacer. Wypytywał się, gdzie byłam, ale zręcznie wymijałam się od odpowiedzi. W końcu zapytał w prost:
- Gdzie byłaś wczoraj i masz powiedzieć prawdę, bo inaczej to wszytko nie ma sensu.
- Na biwaku. Chłopcy zaproponowali mi, a ja nie chciałam spędzić dnia w szkole, więc się zgodziłam.
- I tylko tyle? Nie wierzę, powiedziałabyś mi o tym od razu, nie wymigiwałabyś się. Powiedz prawdę.- zażądał
- Ale ja na prawdę byłam na biwaku, tylko troszeczkę zbyt mnie tam poniosło....
- O czym ty mówisz?
- Wypiłam troszkę za dużo i przelizałam się z takim jednym, przepraszam, na prawdę nie chciałam- wtuliłam się w jego tors
- Jak do tego doszło?- dociekał
- Leżeliśmy w namiocie i jakoś tak wyszło...
- Spałaś z nim?!- krzyknął
- Nie, przysięgam. W momencie, w którym on zaczął próbować zaangażować mnie w coś więcej niż pocałunek to po prostu stamtąd wyszłam. Jeśli cokolwiek do mnie czujesz, to musisz mi uwierzyć.- zaczęłam płakać
- Już dobrze, nienawidzę, gdy piękne dziewczyny mają łzy w oczach.- objął mnie niepołamaną ręką- a poza tym, teoretycznie jesteśmy w wolnym związku. Jeśli nasz układ przestanie ci pasować to po prostu powiedz.- udał obojętnego
- Ale ja nie chcę, żeby to był tylko układ.- słowa same cisnęły mi się na język- Bardzo cię lubię, ale nie wiem, czy ty czujesz to samo- wybłąkałam
- Nie wiem, chcesz być ze mną na poważnie, a tym czasem zabawiasz się z innym, a mi wciskasz kit, że tylko się całowaliście. Muszę to sobie na spokojnie przemyśleć Rose, odezwę się do ciebie, nie dzwoń do mnie.- po tych słowach odszedł i zostawił mnie na ulicy kompletnie samą.
To była jakaś masakra, czułam gorycz w sercu. Potrzebowałam się wygadać, ale Lily nie mogłabym o tym powiedzieć. Zauważyłam, że ona chyba czuja coś do Jacka. Do Victorii nie miałam jeszcze tyle zaufania, więc wybrałam Benjamina. Jako mój najlepszy przyjaciel na pewno by mi pomógł. Po dwóch sygnałach odebrał. Zdecydowaliśmy się spotkać w tej samej kawiarni, co ostatnio. Dotarłam tam w mik i po chwili zamawiałam herbatę. Po dziesięciu minutach dotarł Ben. Opowiedziałam mu całą historię. Jako jedyny nie zaczął dołować mnie jeszcze bardziej. Wytłumaczył, że wszystko będzie dobrze oraz, że jeśli Jack mnie kocha, to na pewno wybaczy mi takie coś. Benjamin był dla mnie jak brat. Czego bym nie zrobiła on i tak by mnie nie zostawił. Miał swoje minusy, na przykład lubił zapalić sobie raz na jakiś czas. Mi udawało się unikać Marihuany i innych narkotyków. Próbowałam go od tego odciągnąć, ale za każdym razem powtarzał, że to go odpręża i, że nie będzie z tego rezygnował. Nie zmienia to faktu, że on też kochał mnie jak siostrę. Oboje byliśmy jedynakami, przynajmniej ja myślałam, że jestem jedynaczką do niedawna. To był następny news, który bardzo zaskoczył chłopaka. Przecież on też dobrze znał Celine i bardzo ją lubił. Siedzieliśmy tam bardzo długo, gdy wyszliśmy zrobiło się ciemno i chłopak uparł się, żeby mnie odprowadzić. Uparł się też, że mam mu pokazać nuty do mojej nowej piosenki. Po długich prośbach zgodziłam się i zaprosiłam go do siebie. Lily zmierzyła go piorunującym wzrokiem. Na pewno pomyślała, że to jakiś mój chłopak, z którym zdradzam Jacka, ale gdy wytłumaczyłam jej, kim jest Benjamin zrobiła się milsza. Po wstępnym poznaniu zaprowadziłam chłopaka do siebie i wyciągnęłam gitarę oraz nuty. Pożyczyłam ją chłopakowi i pokazałam, w jakim rytmie to zagrać. Było bardzo romantycznie. Coraz bardziej żałowałam, że Jack nie gra na żadnym instrumencie i słucha tylko i wyłącznie rapu. O dziwo, chociaż Ben miał rozpisane wszystkie nuty zagrał to zupełnie inaczej. Zwrotki były bardziej przepełnione goryczą, a refren tętnił radością. Odwzorowywało to moje wnętrze, przez co doszłam do wniosku, że ten młody mężczyzna zna mnie lepiej, niż ja sama. Imponował mi, poczułam, że moje silne uczucie miłości do niego powraca, ale robiłam wszystko, żeby tylko wybić je z siebie. Było już grubo po północy, a ja jutro musiałam iść do szkoły. Pożegnałam się z przyjacielem i wzięłam szybki prysznic. Potem pospiesznie założyłam moją koszulę nocną i położyłam się spać.


Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze, 
to dla każdego bardzo ważne <3
Co sądzicie o rozdziale i ogólnie o blogu?
Kiedy mam dodać następny rozdział?

środa, 22 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział XI

Obudziłam się już o czwartej nad ranem. Miałam koszmary związane z Celine, śniło mi się, że umarła. Myślałam, że to prawda. Bardzo się trzęsłam, ta noc była wyjątkowo zimna. Owinęłam się w miękki koc i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie mocną kawę i włączyłam telewizor. Prawie nic nie leciało o tej porze, więc włączyłam DVD i puściłam "Big Love", jedyny polski film, który lubiłam. Oglądnęłam go, a potem zrobiłam sobie krótki prysznic. Umyłam głowę, a następnie uczesałam się w perfekcyjnego koka. Było już po szóstej, więc obudziłam Lily, nie wyglądała zbyt dobrze, wczoraj wieczorem rzygała, a dzisiaj dalej trzymały ją mdłości. Teraz to ona zajęła łazienkę. Wzięłam wszystkie kosmetyki i umalowałam się w swoim pokoju. Nie czułam się zbyt dobrze, przecież prawie w ogóle nie spałam. Postawiłam na wygodę i ubrałam białą bluzę z Adidasa, rurki w czarną panterkę oraz Airmaxy.  Spakowałam potrzebne książki, pożegnałam się z przyjaciółką i wyszłam. Miałam jeszcze sporo czasu, ale tak jakoś średnio wiedziałam, co robić. Kręciłam się przed szkołą całkiem bezsensownie, kiedy przez przypadek usłyszałam rozmowę Henrego z Ethanem.
- Czyli teraz tylko czekamy na resztę i się zwijamy, tak?- zapytał Henry
- Jasne, to będzie melanż ostateczny- zaczął się śmiać drugi.
- Tylko żeby nikt nas nie przyłapał, będziemy mieli przerąbane.
- No co ty, przecież nikt się nie dowie, a parę dni nieobecności jeszcze nikomu nie zaszkodziło...
- O czym się nie dowie?- wtrąciłam się
- Co ty tu robisz? Mu tylko gadaliśmy, a ty podsłuchiwałaś- zaczął się na mnie wydzierać Henry
- No już daj spokój, przecież wiem, że chcecie się urwać i mam dla was propozycję. Nie wydam was, jeżeli zabierzecie mnie ze sobą...- uśmiechnęłam się
- Nie ma mowy, to jest męski wypad.- zaczęli się buntować
- Ok, ale ciekawa jestem, co powiedzą inni, gdy dowiedzą się, że jesteście na wagarach.
- Dobra, możesz jechać. Będziemy pod twoim domem za godzinę. Spakuj się i nie karz nam na siebie czekać.- pożegnaliśmy się i poszłam
Gdy stracili mnie z pola widzenia zaczęłam biec jak szalona. Cieszyłam się jak małe dziecko. Nie wiedziałam, gdzie jedziemy. W między czasie dostałam sms-a, żebym wzięła jakieś sportowe rzeczy i żebym przypadkiem nie myślała o szpilkach. Wparowałam szybko do domu, chwyciłam małą walizkę i zaczęłam się pakować. Zabrałam bieliznę, dwie pary krótkich spodenek, dużo koszulek, jedną ciepłą bluzę, dwie pary jeansów, czarne Vansy, Converse przed kostkę, kosmetyki i jakieś tam rzeczy do higieny osobistej. Na szczęście Lily już wyszła i nie musiałam jej się tłumaczyć. Akurat wychodziłam, gdy usłyszałam trąbienie. Zbiegłam w pośpiechu i wsiadłam do dużego samochodu. Oprócz Ethana i Henrego nie znałam tam nikogo. Po mimo tego czułam się swojsko i nie było we mnie jakiejś tak krępacji. Wszyscy, oprócz takiego Christiana, byli bardzo przystojni. Od razu złapaliśmy wspólny język i przegadaliśmy całe trzy godziny. Ani się obejrzałam, a już byliśmy na miejscu. To było jakieś zadupie, a mianowicie sam środek lasu. Okazało się, że przyjechaliśmy nad jezioro, żeby nikt nas nie obczaił. Próbowałam złapać zasięg, ale moje wysiłki poszły na marne. Postanowiłam jednak nie pokazać się z tej babskiej strony, miałam nadzieję, że chłopcy nie będą żałować, że z nimi pojechałam. Wszyscy zabrali się za rozkładanie namiotów, a ja natomiast miałam ochotę nałożyć moją ciepłą bluzę, bo zaczęło troszkę wiać. Nagle mnie zatkało, uświadomiłam sobie, że w pośpiechu zapomniałam wziąć walizki. Bardzo starałam się namówić ich, żebyśmy wrócili, ale nikt się nie zgodził. Obiecali mi, że pożyczą mi swoje ubrania, ale co to za życie. Nie miałam jednak wyboru i przyjęłam bluzę od Zyana, chłopaka o ciemnej karnacji i blond włosach. To właśnie z nim miałam być w namiocie. Łącznie było nas ośmioro, dlatego ktoś musiał być ze mną, a że on miał największy namiot, to padło na niego. Nie wyglądał jednak na zbytnio niezadowolonego z tego powodu, powiem lepiej, był całkiem szczęśliwy. Gdy już się ogarnęliśmy postanowiliśmy iść nad jezioro. Oni wszyscy kąpali się, skakali do wody, a z resztą, co się dziwić, przecież było lato i po mimo wiatru woda i tak była ciepła. Przyglądałam się tylko temu, nie miałam nawet stroju kąpielowego. W końcu, gdy oni bawili się już cudownie i prawie całkiem o mnie zapomnieli zrozumiałam, że muszę przyciągnąć ich uwagę. W pośpiechu rozebrałam się do bielizny i wbiegłam do jeziora. Momentalnie wszyscy skupili się na mnie i trzymali się bliżej mnie. Raz na jakiś czas czułam, że ktoś dziwnie się na mnie patrzy, ale jakoś to przełknęłam i udawałam, że tego nie zauważam. Czułam się cudownie, byłam taka wolna. Niestety po godzinie zaczęłam szczękać zębami i musiałam wyjść. Zrozumiałam, że nie mam zapasowych, a te rzeczy były przemoczone. . Stałam taka zamyślona nie mając pojęcia co zrobić. W końcu wystartowałam i po trzech minutach siedziałam w namiocie otulając się ręcznikiem, który znalazłam w torbie Zyana. Gdy siedziałam tak sobie, bardzo dużo rozmyślałam. Największą część mojego umysłu zajął bardzo tajemniczy Merlin. Oprócz przywitania się nie zamienił ze mną ani słowa. Głowiłam się tak i głowiłam, aż do namiotu wszedł najbardziej pewny siebie, Henry.
- Chcesz zarobić stówkę?- zapytał
- Jeśli myślisz, że się z tobą prześpię, to jesteś w błędzie skarbie.- powiedziałam ironicznie
- Wybacz, ale jakoś nie jestem chętny. Chciałem się raczej założyć.
- Zaintrygowały mnie twoje słowa, kontynuuj.
- Jeśli rozkochasz w sobie do końca wyjazdu Merlina, to dam ci stówę.
- A jeśli nie?- spytałam
- To jeszcze o tym pogadamy...
- Hhahaha, spoko i tak wiem, że wygram. Umowa stoi, do końca wyjazdu rozkocham w sobie Merlina.
- Masz z nim wylądować w łóżku, a raczej w namiocie.
- Masz to jak w banku- po tych słowach chłopak opuścił namiot.
Właściwie nie wiem, czemu przyjęłam zakład. Musiałam jednak go wygrać. Od razu zabrałam się do realizacji planu. Nasunęłam na siebie jakąś koszulkę mojego kolegi z namiotu i majtki, które już prawie były suche i przeszłam do namiotu Merlina. Właśnie słuchał muzyki. Spojrzał się na mnie pretensjonalnie i tak jakby powiedział "Czego chcesz?" Nie zraziło mnie to jednak. Powoli podsunęłam się bliżej i jakby nigdy nic zapytałam, czy mogę posłuchać z nim. Właściwie nie wiem, jaki to był gatunek, ale ujął mnie swoją czystą barwą i dźwiękami wprowadzającymi w cudowny nastrój. Może jednak opowiem, jak wyglądał Merlin. Był jasnej karnacji, a jego włosy były kruczoczarne. Jedno oko zasłaniała mu grzywka. W brwi miał kolczyk. Wyglądał bardzo mrocznie, co mnie kręciło. Wracając do akcji, chłopak raz na jakiś czas zwracał uwagę na mnie. Jednak jego nieśmiałość nie pozwalała mu przejść dalej. Postanowiłam przejąć inicjatywę i położyłam się na nim. Moje usta splotły się z jego w namiętny pocałunek, było magicznie, jednak to on miał się o mnie postarać, więc niespodziewanie wstałam, posłałam mu całusa i wyszłam. Nie mogłam ułatwiać mu zadania. To on powinien się o mnie starać, a nie odwrotnie. Słyszałam, że wychodzi za mną, ale nawet się nie odwróciłam. Jakby nigdy nic wróciłam do siebie,. Z powrotem nałożyłam moje spodnie oraz znowu ubrałam stanik. Reszta właśnie rozpalała ognisko i piła piwo. Dołączyłam się do nich i raz na jakiś czas łykałam troszkę alkoholu. Piekliśmy kiełbaski i pianki. Było cudownie, jeszcze żaden biwak tak mi się nie podobał. Zapomniałam o całym świecie, miałam gdzieś, że byłam umówiona z Benjaminem, Jackiem oraz, że Lily na pewno odchodziła od zmysłów. Chciałam po prostu cieszyć się chwilą. Było już dobrze po północy i zmęczenie po prostu nie dało o sobie zapomnieć. Chociaż moi kompani jeszcze pili i bawili się, to ja już spauzowałam i wróciłam do namiotu. W końcu jutro też musiał być ktoś przytomny, kto ogarniałby tą zgraję skacowanych chłopaków. Bawiłam się telefonem i odkryłam, że mam dwie kreski zasięgu. Wysłałam szybko wiadomość do Lily, że jestem na biwaku i, żeby nie wydała mnie nauczycielom. Zaraz gdy sms poszedł zasięg zginął. Wyłączyłam telefon, żeby niepotrzebnie nie marnować baterii i zawinęłam się w śpiwór. Po chwili już smacznie spałam.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział X

Rano czułam się fatalnie. Głowa mi pękała. Zrobiłam to co zwykle. Umyłam głowę po czym wyprostowałam włosy. Pomalowałam się mocniej niż zwykle. Cały czas słyszałam słowa Henrego, musiałam się skąpo ubrać. Gdy o tym myślałam aż mną trzęsło. Nie byłam jakąś dziwką. Już chciałam ubrać bardzo krótką sukienkę, jednak postanowiłam, że nie będę zgrywać kogoś, kim nie jestem. Nałożyłam jeansową koszulę bez rękawów i krótkie spodenki. Do tego postawiłam na arbuzowe Vansy. Tak ogarnięta wyszłam z domu. Kątem oka zobaczyłam zgon Lily leżącej na kanapie, nie miałam jednak czasu jej pomóc. Dzisiaj już nikt po mnie nie przyjechał. Przeszłam się spacerkiem i po półgodzinie byłam w szkole. Chodziłam w tą i z powrotem po dziedzińcu i czekałam na rozwój zdarzeń. Pierwszy podjechał Jack. Od razu do mnie podbiegł i pocałował.
- Sytuacja opanowana- uspokoił mnie
- Jak to? Co się wczoraj stało?
- Okazało się, że Bella i Henry uknuli plan. Tak na prawdę ona wczoraj nic nikomu nie wysłała, ogarnąłem to, gdy przypomniałem sobie, że jeszcze w wakacje zepsuł jej się aparat w komórce. Esencją planu miał być dzisiejszy dzień, ty jednak nie uwierzyłaś im i przyszłaś w normalnych ciuchach.- uśmiechnął się
- Co? Gdzie w tym logika? Ty też brałeś w tym udział?!- naskoczyłam na niego
- Nie, przysięgam. Dowiedziałem się o tym od Henrego, gdy był już na prawdę dobrze spity.- wytłumaczył
- To nie jest na moje nerwy- przytuliłam się do niego
- Pamiętaj, wczoraj nic się nie stało i jesteś moją dziewczyną.
- Oczywiście, ale czy da się tkwić w fikcyjnym związku?- pytałam bez przekonania
- A mamy jakiś wybór? Będzie dobrze. Musimy jednak być wiarygodni i nie dopuszczać do takich zdarzeń jak wczoraj.
- Masz rację, przepraszam. Może wyszlibyśmy gdzieś dzisiaj?- zapytałam
- Mam mecz, ale jeśli chcesz, to przyjdź pokibicować. Najlepiej weź ze sobą tą Lily, ona musi znaleźć sobie chłopaka. Louis też gra w drużynie i wydaje mi się, że mogliby być ze sobą.
- Dobry pomysł. Muszę już iść, zaraz mam chemię.- pożegnałam się i odeszłam
Na nieszczęście musiałam usiąść z Henrym. Był szczerze wkurzony, że nie ubrałam się według jego zaleceń. Miałam ogromną satysfakcję z jego zdenerwowania. Raz na jakiś czas uśmiechałam się o niego szyderczo. Temat był wyjątkowo trudny i chociaż jako tako łapałam chemię, to tego nie mogłam pojąć. Nie skupiłam się w ogóle na lekcji. Zamiast tego rozmyślałam o życiu. Nagle mnie olśniło. Chwyciłam kartkę z brudnopisu i zaczęłam tworzyć. Słowa nasuwały mi się same. Jeszcze nigdy pisanie piosenki nie szło mi tak prosto. Na tym spędziłam lekcję. Bardzo podobało mi się moje dzieło. Już wiedziałam jak to będzie brzmieć. Chciałam już się wyrwać ze szkoły i dorwać moją gitarę. Odkąd przyjechałam do Nowego Yorku jeszcze na niej nie grałam. W sumie w Londynie też jej nie tknęłam. Nie wiem dlaczego, chyba po prostu nie miałam czasu. Jakoś wytrzymałam do końca lekcji i pędem wróciłam do domu. Lily nadal leżała skacowana na sofie. Miałam to jednak gdzieś, pobiegłam do siebie i chwyciłam instrument. Piosenka nosiła tytuł "Now is Good" i poruszała moje wewnętrzne problemy, mówiła też o tym, że po mimo wszystko teraz jest dobrze. Moje brzdąkanie usłyszała współlokatorka i po chwili biła mi brawo. Byłam tak szczęśliwa, że rzuciłam się na nią i szczerze ją uściskałam. Bez słowa wyszłam z domu i skierowałam się na Times Square. Na cały głos śpiewałam moją piosenkę. Kręciłam się, tańczyłam. Ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę. Nie zwracałam na nich uwagi. Byłam jednak tak zakręcona, że wpadłam na jakiegoś chłopaka. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To był Benjamin, moja pierwsza miłość, którą przeżyłam jeszcze w podstawówce. Potem graliśmy razem w zespole. On był klawiszowcem, a ja wokalistką.
- Benjamin? To na prawdę ty?- rzuciłam mu się na szyję
- Rose, nie mogę w to uwierzyć. Co ty tu robisz? Z tego co wiem miałaś być w Londynie.
- To długa historia, niezbyt mam ochotę ci ją opowiadać.- przyznałam szczerze
- Ok. Tutaj blisko jest taka przytulna kawiarenka. Może masz ochotę na Cappuccino?- zapytał
- Jasne. Musimy sobie bardzo dużo opowiedzieć.
Chłopak nie kłamał. Lokal na prawdę był blisko. Przegadaliśmy dwie godziny. Był tak samo czarujący jak dawniej. Jednak traktowałam to spotkanie, jakbym odnalazła brata, a nie chłopaka. Myślę, że on czuł to samo. Zaśpiewałam mu też piosenkę. Bardzo mu się spodobała. Cudownie nam się gadało. Umówiliśmy się, że odwiedzę go jutro po południu i wymieniliśmy się numerami. Zapamiętałam ten dzień. Rozpierało mnie szczęście. Gdy byłam już w drodze powrotnej uświadomiłam sobie, że dzisiaj miałam być na meczu koszykówki. Rozgrywka już się kończyła. Zanim bym dotarł byłoby już po wszystkim. Postanowiłam wydalić tę myśl z głowy i nadal się cieszyć. Szybko wbiegłam do mieszkania i zaniemówiłam. Powoli opadłam na fotel. Byłam wykończona. Najchętniej położyłabym się spać, ale najpierw zadzwoniłam do Lily, która zniknęła. Na początku nie odbierała, ale gdy wreszcie się dodzwoniłam była roztrzęsiona i poprosiła, żebym przyjechała na boisko, gdzie był ten cały mecz koszykówki. To było niedaleko, więc od razu wybiegłam i po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Stała karetka i właśnie kogoś zabierali. Nie widziałam twarzy tego chłopaka, ale od tyłu wydawał się podobny do Jacka. Po chwili zlokalizowałam przyjaciółkę i od razu zaczęłam zadawać pytania:
- Czy to mój chłopak? Co mu się stało?
- Gdy robił wsad ktoś go potrącił od boku i on upadł, stracił przytomność, bo zachwiało nim i walnął z całym impetem głową.- odpowiedziała Lily
- Co mu jest?- dopytywałam
- Nie wiem, musimy jechać do szpitala.- rozporządziła
Nie mogłam w to uwierzyć. Byłyśmy w szpitalu po piętnastu minutach. Bardzo długo czekałyśmy w izbie przyjęć. Gdy w końcu ktoś łaskawie do nas podszedł, to tylko poinformował, że nie może nam udzielić żadnych informacji, bo nie jesteśmy z rodziny. Po chwili podeszła do nas jakaś kobieta. Okazało się, że to siostra Jacka. Gdy wytłumaczyłam jej, że się spotykamy powiedziała mi, jakich obrażeń doznał chłopak. Okazało się, że miał lekkie wstrząśnienie mózgu, złamaną rękę i liczne stłuczenia. Bardzo się o niego martwiłam. Nie darzyłam go jakąś wielką miłością, ale był moim bliskim kolegą, z którym miałam korzystny układ. Na szczęście bo jakimś czasie się wybudził i chciał ze mną pogadać. Od razu weszłam do sali w której przebywał.
- Jak się czujesz?- zapytałam
- Bywało lepiej- uśmiechnął się- ale chyba należy mi się jakaś rekompensata?- wskazał policzek
- Oczywiście- obdarowałam go pocałunkiem- bardzo cię boli?
- Szczerze mówiąc prawie nic nie czuję, nafaszerowali mnie mnóstwem leków przeciwbólowych i tylko tyle, że jestem lekko ospały.
- Już jestem spokojniejsza, jakby co, to dzwoń nawet w środku nocy.- spoważniałam
- Nie ma potrzeby. A tak właściwie, to dlaczego tu przyjechałaś? Przecież nic do mnie nie czujesz...
- Nie mów tak, przejęłam się, bo miałeś wypadek. Gdyby coś się stało na przykład Ethanowi to też bym go odwiedziła. A poza tym, niby tylko udajemy parę, ale myślisz, że jakbym nie czuła do ciebie kompletnie nic, to męczyłabym się w naciąganym związku? Podejrzewam, że chodziłabym z kimś innym.- zaśmiałam się
- Czyli coś tam do mnie czujesz?
- No jasne.- pocałowałam go- muszę już iść. Jutro po szkole też cię odwiedzę.- pożegnałam się i opuściłam szpital.
Tego dnia uświadomiłam sobie, że Jack jest dla mnie kimś ważnym. Nie wiem, co zrobiłabym, gdyby coś mu się stało. Ta cała sytuacja mnie przygnębiła. Gdy tylko wróciłam do mieszkania otworzyłam butelkę czerwonego wina i zaczęłam pić z gwinta. Weszłam na fejsa. Celine była dostępna. Napisała mi, że jest w szpitalu i nie wie, ile jeszcze pożyje. Prosiła, żebym wróciła, ale ja zignorowałam jej wiadomość. Rozumiem, tęskniła za mną, jednak pozwoliła mamie odebrać mi całe dotychczasowe życie. Jaki miałam wybór? I teraz co, miałabym tam wrócić? Do końca życia by mi to wypominali. To bardzo dziwne, ale najbardziej tęskniłam za moim byłym współlokatorem. Był dla mnie bardzo miły, ratował mnie z opresji i co najważniejsze mogłam mu zaufać. Bardzo długo się nad tym zastanawiałam, ale w końcu zdecydowałam się i zadzwoniłam do niego.
- Cześć Lou, tutaj Rose.- przywitałam się
- Rose, proszę cię, nie rozłączaj się.
- Nie mam zamiaru, ale tylko jeśli nikomu nie powiesz o tym, że dzwoniłam
- Dobrze. Tylko powiedz mi, gdzie jesteś?- dopytywał
- To nie jest ważne, ale mogę ci obiecać, że jestem szczęśliwa i mam spokojne życie. Muszę już kończyć. Jeszcze się odezwę, obiecuję- rozłączyłam się.
Ta krótka rozmowa bardzo mnie uszczęśliwiła. Po mimo wielu nerwów, które dzisiaj mi towarzyszyły udało mi się zasnąć...


No i mamy 10 rozdział ;D
Jak wam się podoba?
Chcecie, żeby rozdziały były takie,
czy krótsze, ale dodawane częściej?
Proszę, żebyście zostawili po sobie komentarz ;*

niedziela, 19 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział IX

Rano obudziłam się naładowana nową energią. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że zasnęłam w sukience. Szybko udałam się do łazienki, a następnie do garderoby. Nałożyłam jeansową koszulę, białą bokserkę z motywem Kosogłosa, skórzane spodnie i czarne lity z ćwiekami. Ten strój średnio trzymał się kupy, ale określał mój nastrój i nie miałam zamiaru go zmieniać. Włosy podkręciłam w lekkie fale co nadało im objętości. Nie wiem czemu, ale nie miałam ochoty widzieć się z Lily, więc wyszłam z domu godzinę przed rozpoczęciem lekcji. Pod mój dom podjechało czarne BMW, z którego wysiadł Ethan.
- Może cię podwieźć?- zapytał
- Nie dziękuję. Wolę się przejść.- odpowiedziałam arogancko
- No już, nie wygłupiaj się i wsiadaj.- złapał mnie za rękę i wprowadził do samochodu
- Przepraszam za wczoraj, to nie miało tak wyjść. Pewnie pomyślałaś sobie, że jestem jakimś dupkiem, który nie szanuje dziewczyn.
- To trochę- przyznałam siedząc już w aucie
- Uwierz mi, na prawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić do kina?
- Szczerze mówiąc wątpię, żeby to był dobry pomysł.- wykręciłam się
- Nie to nie, ale jakbyś chciała gdzieś wyjść, to zadzwoń- dał mi karteczkę z numerem
- Dzięki, zapamiętam- obdarzyłam go wymuszonym uśmiechem
Byliśmy już pod szkołą. Każdy z nas poszedł w swoją stronę. Nie wiem czemu, ale ten typ działał na mnie jak płachta na byka. Byłam mu wdzięczna za pomoc, ale nic więcej. Bardzo wkurzało mnie to, że widział mnie nagą. Szłam wkurzona i przez przypadek wpadłam na mojego prześladowcę. Zaczęłam mrugać z niedowierzaniem, gdy w jego ręce zobaczyłam moje majteczki.
- Chciałem ci oddać twoją zgubę piękna.- uśmiechnął się szyderczo
- Jak chcesz to zatrzymaj je sobie.- próbowałam go wyminąć
- A gdzie tak pędzisz? Nawet nie zechcesz ze mną porozmawiać?
- Zostaw ją debilu- wtrącił się mój znajomy, Jack
- Jeszcze się spotkamy maleńka- wcisnął mi w dłoń bieliznę i odszedł
- Zostałaś ofiarą chrztu kiblowego?- zapytał Jack
- Jeśli mówisz o tym, o czym myślę, to tak.
- Każda ładna dziewczyna przechodzi taki chrzest. Chłopcy po prostu chcą wiedzieć, czy pod ubraniem wygląda tak samo zjawiskowo.- zaśmiał się
- Ta szkoła jest jakaś pieprznięta. Czego mam się jeszcze spodziewać? Gwałtu, żeby sprawdzić, czy jestem dobra w łóżku?- wkurzyłam się
- Nie, to był pierwszy i ostatni test ze strony chłopaków. Dziewczyny będą próbowały pokazać, że są od ciebie lepsze, ale nie możesz się dać, bo cię stłamszą.
- Dlaczego mi pomagacie? Podejrzewam, że reszta dziewczyn o tym nie wie i nie ma pojęcia, co ją czeka, prawda?- zapytałam
- Widzisz, po prostu jesteś wyjątkowo ładna i można z tobą pogadać.
- Przestań, nie jestem jakąś pięknością, ale wytłumacz mi, jak mam się nie dać stłamsić?- zadałam następne pytanie
- Musisz mieć chłopaka, najlepiej jakiegoś popularnego.- poradził kolega
- A kto jest tym popularnym?
- Ja! Mogę pomóc ci utrzymać się na dobrej pozycji w naszej szkole.- uśmiechnął się
- To całkiem niezły pomysł- pocałowałam go w policzek- dziękuję za pomoc
- Cała przyjemność po mojej stronie.- objął mnie i zaczął gdzieś prowadzić. Na korytarzach było już sporo osób. Gdy weszliśmy poczułam się jak Bella i Edward ze Zmierzchu, gdy pierwszy raz pokazali się razem w szkole. Wszyscy się na nas gapili. Jack był bardzo przystojny. Miał kruczoczarne włosy i był bardzo wysoki. Nie bez powodu był kapitanem szkolnej drużyny koszykówki. Szliśmy tak przytuleni, aż usłyszeliśmy dzwonek. Pierwszą lekcją był angielski. Usiadłam z jakąś Victorią. Wydawała się być miła. Przegadałyśmy całą lekcję i wymieniłyśmy się numerami telefonu. Na fizyce też usiadłam z nową znajomą. Po lekcjach Jack odwiózł mnie do domu, bo podobno tak musi być. Gdy przekroczyłam próg domu zobaczyłam zapłakaną Lily.
- Co się stało?- zapytałam
- On mnie zakneblował. Zamknął w łazience, nie mogłam uciec.- szlochała
- Skarbie, mi wczoraj zrobił to samo, tak bardzo cierpiałam, dlatego bez słowa poszłam do siebie i zasnęłam.- próbowałam ją pocieszyć
- Nie ogarniam tej budy. Jakiś chłopak mnie uwolnił i zaproponował chodzenie. Wyśmiałam go, bo co miałam zrobić.
- Kotku, mi dzisiaj wytłumaczył wszystko Jack, z którym chodzę. To jest tak, że laski cię stłamszą, jeśli nie będziesz miała chłopaka. A to co nam zrobili, to jest chrzest kiblowy, który przechodzi każda ładna dziewczyna.- przytuliłam ją
-Czyli powinnam była z nim chodzić?
- Tak, nawet jeśli nic do niego nie czujesz, on próbował ci pomóc. Tak jak ja i Jack, to jest związek dla korzyści.- wytłumaczyłam
- Rozumiem.- przestała płakać- idę się ogarnąć, zaraz wrócę.
Gdy przyjaciółka poszła do kibla do mnie zadzwonił telefon. To był mój chłopak. Oznajmił, że idzie dzisiaj z kolegami do kina i, że mam wziąć dziewczyny i też iść. Nawet nie dał mi wyboru. Krzyknęłam tylko do Lily, że o szesnastej przyjadą po nas chłopcy, bo idziemy do kina i wysłałam sms-a do koleżanki z ławki, Victorii. Na szczęście obie się zgodziły. Zamówiłyśmy jakąś zupę z pobliskiej restauracji i szybko ją zjadłyśmy. Potem obie stałyśmy w garderobie. domyślałam się, że na kinie się nie skończy i na pewno potem pójdziemy do klubu, więc nie miałam pojęcia w co się ubrać. W końcu nałożyłam prześwitującą koszulę bez rękawów, czarną spódniczkę i różowe lity. Włosy wyprostowałam, a makijaż zrobiłam mocniejszy niż zwykle. Chłopcy byli już o szesnastej trzydzieści, ale na szczęście byłyśmy już ogarnięte i mogłyśmy wyjeżdżać. Ten samochód był dość duży, miał osiem siedzeń. Za kierownicą siedział chłopak, którego nie znałam. Oprócz tego był Ethan, Bella i Matthew. Jak się okazało kierowca miał na imię Henry. Po drodze zajechaliśmy po Vicki i byliśmy w komplecie. Gdy byliśmy już w kinie my poszłyśmy kupić przekąski, a chłopcy zajęli się biletami. Po piętnastu minutach siedzieliśmy w sali. Miałam miejsce pomiędzy Henrym, a Bellą. Tej drugiej szczerze nienawidziłam. Po chwili zaczął się film. Już pierwsza scena była przerażająca. Demony błądzące w ciele małej dziewczynki to coś nie na moje nerwy. Odruchowo wtuliłam się w chłopaka, który siedział najbliżej. Na szczęście nie odepchnął mnie i jakoś dotrwałam do końca filmu. Potem poszliśmy się zabawić do klubu. O dziwo najwięcej tańczyłam z Henrym. Był zupełnie inny od tych "popularnych" z naszej szkoły. Był też nieziemsko przystojny. W końcu, gdy wypiliśmy parę dobrych drinków nie wytrzymałam i wpoiłam się w jego usta. Dopiero po fakcie zauważyłam, że Bella zrobiła temu zdjęcie. Od razu rozesłała wszystkim których miała w kontaktach po dwa zdjęcia. Jedno na którym całowałam się z Jackiem przed szkołą, a drugie z Henrym. Opisała je następująco "Jaka ta nowa ździrowata! Dziwka jedna, zabawiła się uczuciami, nie dopuścimy do tego, żeby skrzywdziła tak też innych"
Załamałam się. Zrozumiałam co to znaczy w ich języku "stłamsić". Popatrzyłam na nią z nienawiścią i wybiegłam z dyskoteki. Liczyłam, że moje koleżanki wyjdą za mną, ale one były zbyt zajęte lizaniem się z Mattem i podrywaniem Ethana.  Ktoś jednak za mną pobiegł. To był Henry. Złapał mnie za ramiona i nie dał możliwości ucieczki.
- Uspokój się!- krzyknął
- Jak mam się uspokoić? To początek roku, a ja już jestem skończona.- wkurzyłam się
- Nie do końca, ja mam o wiele gorzej. W domu czeka na mnie dziewczyna z córeczką.
- Co?- zatkało mnie
- To nie jest moje dziecko, ale mojej dziewczyny. Będę miał przerąbane, oboje teraz siebie potrzebujemy, rozumiesz?
- Co chcesz przez to powiedzieć?- zapytałam
- Mnie po prostu nie było przez te dwa dni w szkole, ale ja też jestem popularnym. Musisz być moją szkolną dziewczyną. Rada dla ciebie, jeśli nie chcesz, żeby cię jutro zniszczyli, to przyjdź w najbardziej wyzywających ciuchach jakich masz. Każdy chłopak będzie za tobą gwizdał i nikt nawet nie wspomni i o tej nowinie. Teoretycznie nikt nie ma na papierku, że ty i Jack byliście parą.- wytłumaczył
- Mam ubrać się jak dziwka?!- krzyknęłam
- Ciszej! I tak, masz ubrać się jak dziwka, nawet nie waż się zrobić inaczej, bo osobiście jeszcze bardziej cię pogrążę- spojrzał się na mnie groźnie i wrócił do klubu
Nic z tego nie rozumiałam, jednak całkiem spokojnie zadzwoniłam po taksówkę i wróciłam do domu. Emocje mnie rozpierały. W głowie cały czas słyszałam słowa Henrego. Wzięłam dwie tabletki nasenne i po wielu staraniach zasnęłam.

sobota, 18 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział VIII

O dziewiątej zadzwonił budzik. Z niechęcią wstałam i udałam się do łazienki. Ogarnęłam się tak samo jak każdego dnia, uczesałam dobierańca i pomalowałam się. Pod drzwiami już czekała Lily, więc owinęłam się w ręcznik i w pośpiechu opuściłam pomieszczenie. Gdy byłam już u siebie odkryłam, że regał z książkami nie jest dosunięty do ściany. Popchnęłam go mocniej i otworzyło się przejście do garderoby. Nie wierzyłam w to, co się dzieje, ale bardzo pasowało mi to, że nie będę musiała lecieć przez cały korytarz. Powoli przeszłam tajnym wejściem i znalazłam się wśród ubrań. Zanim tam weszłam zerknęłam przez okno. Było dość słonecznie, więc postawiłam na bokserkę z nadrukiem, koszulę w kratę, jeansy oraz czerwone Converse. Myślałam jeszcze na którą torbę się zdecydować, w końcu postanowiłam, że wezmę bardzo pojemną torebkę z Wieżą Eiffla. Tak uszykowana skierowałam się do kuchni i otworzyłam lodówkę. Zrobiłam sobie musli, a gdy zjadłam usiadłam na kanapie i zaczęłam bawić się komórką. Nakarmiłam Pou, a następnie przeszłąm do ważniejszych rzeczy, sprawdziłam stan konta. O dziwo miałam o sześćset dolarów więcej. Dostałam też maila od mamy.
"Córeńko, ja nie mówiłam na prawdę. Bardzo się o Ciebie martwimy. Powiedz chociaż gdzie jesteś. Wróć do nas, tęsknimy. Charlie cały czas jest smutny, bardzo ubolewa, że go zostawiłaś. Będziemy Ci pomagaś córeczko, ale proszę, wróć do nas. Twoja Mama"
Poczułam ucisk w gardle, zbierało mi się na łzy. Nie potrafiłam zrozumieć decyzji mojej mamy, zachowałą się jak niezrównoważona psychicznie. Podejrzewam, że gdyby nie to, że do salonu weszła Lily, to perwnie bym się rozkleiła totalnie, jednak ona rozporządziła wyjście z domu. Posłuchałam się. Wstałam i udałam się do wyjścia. Nastrój stopniowo mi się poprawiał. Chodziłyśmy po ulicach, w między czasie szperałyśmy w internecie o pobliskich szkołach. Po długich wysiłkach udało nam się znaleźć jedną szkołę, która była oddalona o prawie kilometr od naszego lokum. Niestety zapisy na ten semestr już się zakończyły. Jedyne co nam pozostało to udać się tam i prosić o przyjęcie. Od razu zawróciłyśmy i skierowałyśmy się do szkoły. Była bardzo duża. Na szczęście zastałyśmy dyrektora. To był mężczyzna około czterdziestki. Dość dobrze się trzymał. Zachował się bardzo mile i nas wysłuchał. Gdy przedstawiłyśmy sytuację powiedział, że jak na razie nie może nic dla nas zrobić, ale wpisze nas na listę oczekujących i poprosił, żebyśmy zadzwoniły jutro. Cały entuzjazm z nas opadł. Podziękowałyśmy i już chciałyśmy wychodzić, kiedy dyrektor nas zatrzymał. To bardzo dziwny zbieg okoliczności, ale akurat pewne bliźniaczki zrezygnowały z nauki w tym miejscu i automatycznie zwolniły się dwa miejsca. Byłam tak szczęśliwa, że aż uściskałam pana White, bo tak miał na nazwisko dyrektor. On dość dzwnie się na mnie popatrzył, dlatego obie postanowiłyśmy wyjść. Dostałyśmy jeszcze tylko wykaz podręczników i opuściłyśmy nową szkołę. 


-Te dwa tygodnie minęły bardzo szybko. Kupiłyśy książki, nowe ciuchy. Mama wysłała mi jeszcze tysiąc, więc mogłam pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. Szkoda, że nie będziemy razem w klasie. Nie mam pojęcia, kto jeszcze będzie ze mną w klasie, bo apel był wczoraj, a my przecież zaspałyśmy.- mówiłam ironicznie do Lily przełykając bułkę
- No widzisz, mi nikt nie wysyła pieniędzy, a poza tym idź już pod prysznic, jeśli nie chcesz spóźnić się też dzisiaj.
Dziewczyna miała rację, szybko wstałam i pobiegłam do łazienki. Wzięłam prysznic i umyłam głowę. Następnie wysuszyłam włosy i uczesałam koka. Zrobiłam lekki makijaż i poszłam do garderoby. To był ogromny problem, nie wiedziałam jak mam się ubrać. Po długich rozmyślaniach założyłam zwiewną, białą koszulkę z wielkim nadrukiem LOVE, miętowe rurki i czarne Vansy. Do tego czarna bransoletka z ćwiekami oraz tego samego koloru duża torba na książki. Gdy wróciłam do kuchni koleżanki już nie było. Zostawiła mi liścik, że nie mogła dłużej czekać i wyszła. Wkurzyłam się. Chwyciłam telefon i opuściłam mieszkanie. Musiałam na prawdę bardzo szybko biec, żeby zdążyć, za dużo czasu spędziłam na wyborze ubioru. Na szczęście pod klasą byłam dwie minuty przed dzwonkiem. Wszyscy już tam byli i spoglądali na mnie ukradkiem. Stałam sama, nikogo nie znałam. Wybawił mnie dzwonek. Wszyscy weszli do klasy. Oczywiście jako ta nowa miałam przerąbane i nie było dla mnie miejsca. Już chciałam usiąść w ostatniej ławce, gdy pewien bardzo przystojny brunet zaproponował, żebym usiadła obok niego. Wszystkie dziewczyny się oburzyły. To musiał być jeden z popularnych, ale w sumie ja też na taką wyglądałam. Bez namysłu przyjełam propozycję i usiadłam obok chłopaka. Już po pięciu minutach wyczułam, że to nauczyciel, który przynudza najbardziej, a przecież historia mogłaby być tak ciekawa. Z moich rozmyśleń na temat belfera wyrwało mnie pytanie nowego kolegi z ławki:
- Jak masz na imię?
- Rose, a ty?
- Ethan, Ethan Wilson. Jesteś tu nowa...
- No tak, przeprowadziłam się tutaj w te wakacje i widzę, że większość nie lubi mnie już na starcie.- zaśmiałam się
- Uwierz mi, na pewno wszyscy przedstawiciele płci męskiej cię lubią. Z dziewczynami jest inna sytuacja, jesteś po prostu za ładna- uśmiechnął się
- Ja i ładność? Chyba kpisz- zarumieniłam się
- Dlaczego od początku zagadujesz nową koleżankę Wilson?- wtrącił się nauczyciel
- Przepraszam, już nie będę- odpowiedział
Lekcja do końca minęła bardzo spokojnie. Następne dwie też nie były sensacją. Dopiero teraz szykowała się sensacja. Właśnie zaczynała się przerwa obiadowa. I oczywiście podstawowy dylemat, gdzie mam usiąść? Nie miałam pojęcia co zrobić. Kucharka nałożyła mi czegoś na krztałt makaronu z serem i zawołała następnego. Stałam po środku stołówki i zastanawiałam się gdzie iść. Nagle za plecami usłyszałam znajomy głos. To był Ethan. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do stolika przy którym siedzieli jego koledzy i jakaś dziewczyna. Jak się okazało mieli na imę Louis, Matthew, Jack i ta dziewczyna Bella. Przyjęli mnie z uśmiechem, tylko Bella nie była zbyt zadowolona że przyszłam. Od razu przechwyciła Ethana i pocałowała go, jakby chciała powiedzieć, kto tu jest lepszy. Mi najbardziej w oko wpadł Jack, wydaje mi się, że ja też nie byłam mu obojętna.  A z resztą, w tej szkole brakowało ładnych dziewczyn. To był jednak mój pierwszy dzień w szkole i to było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Ze stołówki wyszłam jako jedna z pierwszych. Do końca przerwy pozostało jeszcze dziesięć minut. Błądziłąm po korytarzach i próbowałam znaleźć coś godnego uwagi. Szłam, szłam, aż w końcu zoriętowałam się, że zapuściłam się w złe miejsce. Już się wycofywałam, ale jakiś chłopak złapał mnie za rękę. Aż zajęczałam z bólu. Całe ręce miał w tatuażach. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Chciałam zacząć krzyczeć, ale on zasłonił mi usta. Bardzo gwałtownie szarpnął mną i zaciągnął do kibla. Bałam się, cholernie się bałam. Nie wiem skąd on to wszystko miał, ale z plecaka wyciągnął taśmę i linę. Najpierw zakleił mi usta, a potem rozebrał do naga. Zaczęłam płakać. Strasznie bałam się, że mnie zgwałci. Jednak on zakneblował mnie, zamknął łazienkę i zabrał klucz. Słyszałam jak odchodzi i się śmieje. Bałam się, że wszyscy pomyślą, że jestem na wagarach i nawet nie będą mnie szukać. Było już po dzwonku, nie miałam szans na ratunek. Moja komórka została w torbie, którą zostawiłam w sali. Gdy straciłam ostatki nadziei ktoś wszedł do łazienki. Próbowałam wydać z siebie jakiś dżwięk. Kopałam w drzwi, aż w końcu ktoś mnie usłyszał i nie wiem jak to zrobił, ale otworzył drzwi. To był Ethan. Na mój widok aż zamarł. Od razu dał mi marynarkę i mnie nakrył, potem oderwał taśmę z twarzy i nożyczkami przeciął jak się okazało całkiem cienki sznurek. Zostawił mnie tam na chwilę, a potem przyniósł swój strój na w-f i moją torbę.
- Powiedziałem pani, że bardzo źle się poczułaś i muszę odwieźć cię do domu.
- Na prawdę nie musisz.- przełknęłam łzy
- Ale chcę, nie zostawię cię w takim stanie.- posłał ciepły uśmiech
Powoli wyszliśmy ze szkoły i wsiedliśmy do czarnego BMW. Nie wiedziałam gdzie jedziemy, zasnęłam gdy tylko zaczęliśmy podróż. Obudziłam się już w łóżku, ale nie moim. Rozejrzałam się, nie znałam tego miejsca. Po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyłam mojego wybawcę. Nagle poczułam ogromny wstyd. Chłopak bez słowa dał mi ręcznik i wskazał łazienkę. Podziękowałam i poszłam się ogarnąć. Wyglądałam masakrycznie. Miałam spuchnięte oczy, makijaż był cały rozmazany, a na nadgarstkach miałam ślady po linkach. Weszłąm do wanny i zrobiłam to co musiałam. Znalazłam jakieś kosmetyki, więc poprawiłam makijaż. Rozczesałam też włosy. W samym ręczniku wyszłam z toalety i bacznie obserwowałam chłopaka. Podał mi ubrania. To była bielizna i sukienka w biało-limonkowe paski. Na szczęście buty miałam swoje. Całkowicie ogarnięta wróciłam do Ethana.
- Znów wyglądasz jak ty.- uśmiechnął się
- Tak... Dziękuję i przepraszam. Nigdy nie wybaczę sobie, że musiałeś mnie taką oglądać.
- Ja akurat nie narzekam.- rozebrał mnie wzrokiem- z miłą chęcią bym to powtórzył.
- Hahah, nie rozśmieszaj mnie.- poprawił mi się humor
- No widzisz, nienawidzę, gdy dziewczyna jest smunta. Mam dla ciebie coś jeszcze. Na pewno jesteś głodna.- chwycił mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.
- Pizza! Dziękuję, ale nie mogę. Powinnam już wracać do domu.- powiedziałam
- Co? Nie ma mowy. Powiedz rodzicom, że zostajesz u koleżanki. Chyba nie myślałaś, że nie będę wymagać podziękowania za uratowanie. 
- Czy ty coś sugerujesz?- zapytałam z uśmieszkiem
- Podoba mi się twój tok myślenia, ale nie. Chciałbym tylko, żebyś poszła ze mną do klubu.
-  Wiesz, z miłą chęcią, ale ja tutaj nie mam nawet ubrań.
- To zobacz.- dał mi pudełko.
- Dziękuję, ale nie mogę tego przyjąć.- pocałowałam go w policzek
- Musisz. Jesteś mi coś winna- zaśmiał się
Otworzyłam karton i wyciągnęłam śliczną, czarną sukienkę oraz tego samego koloru lity. Od razu musiałam iść to przymierzyć. Wszystko pasowało idealnie. Gdy Ethan taką mnie ujrzał od razu podszed i bez zastanowienia namiętnie mnie pocałował.
- Co ty robisz? A co z twoją dziewczyną?- wkurzyłam się
- Mówisz o Belli? Proszę cię, nie rozwalaj mnie. To jest taki układ. W naszej szkole jest tak, że kiedy jesteś singlem, to jesteś nikim. Dlatego gdy ani ja, ani moja rzekoma dziewczyna, jesteśmy sami, to zaczynamy tak jakby ze sobą chodzić. Ona co prawda bierze to sobie trochę zbyt mocno do serca i próbuje nie dopóścić do tego, żebym kogoś miał, ale dość rzadko jej się to udaje.- cmoknął mnie w nos.
- Wiesz co? Bądź sobie z tą Bellą. Chyba nie myślałeś, że ja będę z tobą po jednym dniu od poznania się. Dziękuję za ciuchy. Jutro ci je oddam. Przepraszam za kłopot, ale ja już wolę być chyba tą mniej popularną, niż być z kimś, kogo nie kocham.
Wyszłam trzaskając drzwiami. To była jakaś chora sytuacja. Szybko wyciągnęłam telefon i gdy tylko odszukałam tabliczkę, na jkiej ulicy jestem od razu zadzwoniłam po taksówkę. Roztrzęsiona wróciłam do domu i bez słowa wyjaśnienia dla Lily poszłam do siebie i położyłam się spać.


Następny rozdział napisany ;*
Jest troszkę pogmatwany, 
ale bardzo chciałam go dodać dzisiaj.
Bardzo słabo komentujecie ;(
Nie wiem, czy jest sens pisać dalej. 

piątek, 17 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział VII

Dni mijały bardzo szybko. Tęskniłam za Celine, ale nie miałam jak się z nią skontaktować. Po tygodniu od rozstania z siostrą wreszcie przyjechała do mnie mama. Nie była już tak wkurzona. Jej zachowanie jednak bardzo mnie ździwiło. Zamiast ze mną pogadać zajęła się Charlim. Głaskała go, bawiła się z nim. Po jakiś piętnastu minutach oznajmiła:
- Piesek idzie ze mną!
- Nie! To jest mój kochany zwierzaczek, za nic ci go nie oddam.- krzyknęłam
- Dobrze, ale pamiętaj, że to my opłacamy mieszkanie i w takim razie musisz się stąd wyprowadzić do jutra. Przykro mi, ale pies i tak pójdzie ze mną, przecież nie utrzymasz go sama.- nie czekając na moją odpowiedź wyszła i zabrała Charliego. 
Opadłam na sofę. To była moja rodzicielka. Nie rozumiałam, dlaczego tak się stało. Nie dałabym rady sama się utrzymać. Niby miałam odłożone pięć tysięcy, ale to miało być na awaryjną sytuację. Cały entuzjazm ze mnie opadł. Najgorsze było to, że nie miałam pojęcia co powiedzieć Louisowi. Moje życie posypało się w przeciągu miesiąca. To miasto było dla mnie pechowe. Ze łzami w oczach przeszłam do mojego pokoju i zaczęłam się pakować. Nawet nie składałam tych rzeczy, po prostu wrzuciłam je luzem. Zostawiłam list pożegnalny na stole i opuściłam apartament. Zadzwoniłam po taksówkę i udałam się do domu mojego "chłopaka". Zapukałam do drzwi, ale nikt mi nie otworzył. Drzwi jednak były otwarte. Przekroczyłam próg willi i aż otworzyłąm buzię. David obściskiwał się z tą samą dziewczyną, którą zastałam z nim wtedy na imprezie. Postanowiłam, że zachowam odrobinę godności. Bez słowa obróciłam się na pięcie i wyszłam. Dave krzyczał za mną, nawet wybiegł, ale na szczęście taxi jeszcze nie odjechało, bo zapomniałąm wziąć walizek, więc wsiadłam i odjechałam jak najdalej stamtąd. Czułam, że to tylko sen, ale niestety, rzeczywistość była o wiele bardziej okrutna. Bardzo długo jechaliśmy po prostu, przed siebie, jednak nagle doznałam olśnienia i poprosiłam, żebyśmy skierowali się na jakieś najbliższe lotnisko. Gdy byłam na miejscu wypłaciłam tysiąc dolarów i zabukowałam najbliższy lot do Nowego Yorku. Bez problemu przeszłam przez odprawę i już o siedemnastej siedziałam w samolocie obok dziewczyny, która była mniej więcej w moim wieku. Co chwilę ukratkiem spoglądałyśmy na siebie. Po półgodzinie przełamałam się i zapytałam:
- Czemu lecisz do NY?
- Wiesz, w Londynie nie czekało mnie już nic dobrego. Chłopak mnie zdradził z moją najlepszą przyjaciółką. A poza tym tak jakby uciekłam z domu...
- Jesteśmy w bardzo podobnej sytuacji, tylko że mnie mama wywaliła z domu- powiedziałam
- Jak to?
- Tak na prawdę nic nie zrobiłam. Po prostu tak z dnia na dzień mnie znienawidziła- przyznałam- A jak ty w ogóle masz na imię?
- Lily, a ty?
- Rose. A masz już jakieś mieszkanie?
- Nie, to był spontan- odpowiedziała szczerze
- Mogłybyśmy wynająć coś razem. Na pewno będzie taniej.
- Wiesz, musiałabym się zastanowić, tak na prawdę to ja cię nie znam.
- Zrobisz jak zechcesz, ale jaki miałabym sens w oszukiwaniu ciebie?- spytałam
- W sumie racja. No więc ok, jak wylądujemy, to zabieramy się za szukanie mieszkania?
- Jasne- krzyknęłam tak głośno, że ludzie zaczęli mnie uciszać
Lily bała bardzo ładna. Miała rude włosy i bladą cerę, ale cudownie wyglądała. Zapowiadała się całkiem miła znajomość. Po wylądowaniu odszukałyśmy walizki i poszłyśmy do najbliższej kawiarenki. Tam zamówiłyśmy po herbacie i wyciągnęłyśmy smartfony, za których pomocą szukałyśmy jakiegoś lokum. Po długich staraniach udało się wygrzebać jakąś w miarę przyzwoitą ofertę mieszkaniową. Małe gniazdko było umeblowane. Składało się z kuchni, dwóch sypialni, małego salonu i łazienki. Warunki były dobre, a desingn bardzo nowoczesny. Co prawda pomieszczenia były mniejsze, niż w moich poprzednich apartamentach, ale nie spodziewałam się, że za taką cenę znajdziemy tak atrakcyjną lokalizację. Dodatkowym plusem było to, że centrum było niedaleko. Co najważniejsze, mogłyśmy tam zamieszkać od razu. Właściciel już na nas czekał, wyjeżdżał na rok i poprosił, żebyśmy nie niszczyły sprzętu. Zapłaciłyśmy z góry za trzy miesiące i pożegnałyśmy bardzo miłego pana. Tak na prawdę nie widziałyśmy jeszcze pokoi, tylko na zdjęciach, bo temu gościowi zależało na czasie. Zaczęło się. Tym razem to ja dostałam mniejszy pokój, ale i tak było ok. Miałam duże łóżko, ściany były jasne, a jedna ściana była cała pokryta lustrem. Bałąm się, że to będzie kiczowate, ale na szczęście okazało się, że to optycznie powiększa pokój i sprawia, że jest wyjątkowy. Wszystkie dodatki były turkusowe. Jednak moją uwagę przykuł regał z ogromną ilością książek. Chciałam po jakąś sięgnąć, ale usłyszałam wołanie koleżanki, która koniecznie chciała, żebym zobaczyła łazienkę. Była na prawdę piękna. Wszystko było w kolorystyce czarno-białej. Miałyśmy prysznic z głębokim brodzikiem. Brakowało takich rzeczy jak mydło, czy kapsułki do prania, ale i tak było ok. Postanowiłyśmy na spokojnie pogadać i wyjaśnić parę spraw. Oparłam się o ścianę i ku mojemu ździwieniu coś się przesunęło. Poczułam się jak w jakimś filmie. Zaczęłam napierać na ścianę i otworzyły się drzwi. Spodziewałam się czegoś wyjątkowego, ale to była garderoba. Nie rozumiałam, dlaczego była tak zakryta, ale nie przeszkadało mi to. Wyjaśnił się też brak szafy w naszych sypialniach. Przyniosłyśmy walizki i zaczęłyśmy się rozpakowywać. Zajęłyśmy całe pomieszczenie. Postanowiłyśmy dzielić się ciuchami, ale pod warunkiem, że nie będziemy ich niszczyć. Buty też zajęły cały regał. Potem wyciągnęłyśmy mojego tableta i zrobiłyśmy zakupy spożywcze, które po godzinie dostarczył bardzo przystojny mężczyzna. Był już wieczór, więc wzięłyśy się za kolację. Zrobiłyśmy naleśniki, które następnie zjadłyśmy ze smakiem. Pozmywałyśmy naczynia i poszłyśmy do siebie. Musiałam pobyć sama. Jako pierwsza poszłam pod prysznic, a następnie ubrałam koszulę nocną i wskoczyłam pod kołdrę i zaczęłam myśleć. W przeciągu jednego dnia moje życie mnieniło się całkowicie. Weszłam na skype i zobaczyłam, że po raz pierwszy od bardzo długiego czasu Celine była dostępna. O dziwo to ona zadzwoniła pierwsza. Odebrałam. Siostra pytała się gdzie jestem, ale nic nie powiedziałam. Dowiedziałam się, że Cel bierze już chemię i zaczena tracić włosy. Nagle usłyszałam głos matki i rozmowa się skończyła. Przepełniało mnie szczęście. Znowu pogrążyłam się w zamyśleniu. Tak bardzo tęskniłam za siostrą, Louisem no i oczywiście Davidem, największym dupkiem jakiego spotkałam. Dzwonił do mnie dwadzieścia razy. Nie miałam mu ochoty tłumaczyć mojej decyzji, ani tym bardziej słuchać jego przeprosin. Po moim policzku popłynęła łza. Wzbierał we mnie smutek. Nie rozumiałam czego mu we mnie brakowało, że szukał szczęścia u innej. To jednak był zamknięty rozdział. Londyn to miejsce, w którym zagościłam najkrócej, bardzo żałowałam, bo już byłam zapisana do szkoły, zaczęłam poznawać ludzi. To przykre, że musiałam tak szybko wkroczyć w dorosłe życie. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Wejdź- powiedziałam
- Jak się czujesz?- zapytała Lily
- Szczerze mówiąc tragicznie. Bardzo tęsknię.- zaczęłam szlochać
- Ja też, ale nie możemy wrócić, poradzimy sobie. Za dwa tygodnie kończą się wakacje. Jutro postaramy się zapisać do jakieś szkoły, gdzie nie będzie potrzebna zgoda rodziców. Co ty na to?
- Dobra, nie mamy wyboru. Czas stać się dorosłym.- uśmiechnęłam się
- Śpij już, jutro musimy pozwiedzać Nowy York, jeszcze nigdy tu nie byłam.
- Ja też. Będzie pięknie, mówię Ci.
Dziewczyna pożegnała się i wyszła. Na prawdę ta krótka rozmowa poprawiła mi humor. Założyłam słuchawki i póściłam ulubioną piosenkę Eminema. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam...

środa, 1 stycznia 2014

"Now is Good" Rozdział VI

Rano myślałam, że zabiję i siebie i Celine, a to wszystko to była wina Davida. Moja siostra wypiła kolorowego drinka i na prawdę źle się czuła. Nie potrafiłam jej pomóc, chociaż widziałam, jak cierpi. Nienawidziłam jej, przecież zachowała się jak idiotka. O dwunastej w południe nie wytrzymałam i zadzwoniłam po pogotowie. Dowiedziałam się, że to mogło ją zabić. Mimowolnie oczy zaczęły mi wilgotnieć. Patrzyłam jak podłączają ją pod jakieś kabelki i zabierają. Jak na złość rodzice gdzieś wyjechali, a na taksówkę musiałabym czekać ponad godzinę, bo korki. Moją ostatnią deską ratunku był ten cham, Dave. Bez namysłu zadzwoniłam do niego. Gdy wyjaśniłam co zaszło od razu podjechał pod moje lokum. Miałam jeszcze jeden problem, Louis gdzieś zniknął, nie wrócił z wczorajszej imprezy i nie odbierał telefonu. Postanowiłam się jednak teraz tym nie przejmować i wsiadłam do samochodu.
- Hej- przywitał się jakby nigdy nic
- Ty debilu! Ona mogła umrzeć, gdybym tam została nic by się nie stało! Zabrałeś mnie z tamtąd siłą, nigdy ci tego nie wybaczę!- zkrzyczałam go
- Lepiej patrz co wczoraj narobiłaś- pokazał mi telefon z moim nagim zdjęciem- a no właśnie, na tylnym siedzeniu są twoje ciuchy, zabierz je łaskawie jak będziesz wychodzić!- też zaczął krzyczeć
- Co ja zrobiłam? Masakra, oby nikt tego nie widział...- zaczęłam się przejmować
- Już dobrze, na osiedlu była kamera, ale ktoś przez przypadek lekko ją uszkodził- puścił mi oko
- Na prawdę? Zrobiłeś to dla mnie? Dziękuję- posłałam mu ciepły uśmiech
- To twój prezent na urodziny. Wszystkiego najlepszego!- zaczął składać mi życzenia
- Co? O co ci chodzi?- dziwiłam się- A no tak, dzisiaj kończę szesnaście lat, kompletnie o tym zapomniałam. Dziękuję, lepszego prezentu nie mogłeś mi zrobić- ucieszyłam się
- To jeszcze nie wszystko, ale następny prezent dostniesz, jak wrócimy do domu.
Podróż upłynęła nam na takiej właśnie konwersacji. W szpitalu czekała już na mnie mama, która pospiesznie wróciła z jakiejś tam wiochy. Dowiedziałam się, że nasza nieodpowiedzialność była tragiczna w skutkach i przyjaciółka nie może już z nami mieszkać, takie było zalecenie lekarzy. Rodzicielka postanowiła wziąć urlop i przygarnąć chorą. Nie żywiła do mnie urazy. Zamilkła i poinformowała mnie tylko, że najlepiej będzie, jeśli na razie nie będę widywała się z Celine. Te słowa przebiły moje serce jak sztylet. Nie odpowiedziałam, wybiegłam z lecznicy i wpadłąm do auta, w którym siedział już chłopak. Po wyjaśnieniu mu wszystkiego mocno mnie przytulił i zaczął pocieszać. Jeszcze przez chwilkę staliśmy na parkingu, a potem odjechaliśmy. Bardzo zmęczyłam się tą sytuacją i przespałam całą podróż. Gdy byliśmy na miejscu chłopak obudził mnie pocałunkiem w szyję. Otworzył mi drzwi i chwycił za rękę. Pozwoliłam się prowadzić. Wydaliłam ze swojego serca smutek, zastąpiłam go podekscytowaniem. Gdy przekroczyłam próg apartamentu ujrzałam Louisa, trzymał na rękach jakąś białą kuleczkę. Podeszłąm bliżej i dostrzegłam, że to pies rasy West Terier.
- To właśnie jest twój drugi prezent- oznajmił David
- Jaki słodziutki, mogę go potrzymać?- zapytałam
- To twój pies, oczywiście że tak- Lou podał mi zwierzaczka
- To chłopczyk. Pomyśleliśmy, że będzie mniej problemów- uśmiechnął się David
Na początku byłam bardzo szczęśliwa, ale znowu zobaczyłam, jacy oni są nieodpowiedzialni. Kupili pieska, ale o rzeczach dla niego już nie pomyśleli. Maluch miał trzy miesiące i wszystkie potrzebne szczepienia, więc do sklepu zoologicznego zabraliśmy go ze sobą. Chciałam zapłacić, ale chłopcy uparli się, że oni sponsorują. Wzięłam się za wybór przedmiotów. Zdecydowałam się na: niebieskie szelki i smycz od kąpletu, dwie miseczki, parę różnego rodzaju zabawek, szampon dla psów, małe spanko w czarno białą kratkę, karmę i przysmaki dla juniorów. Zwarci i gotowi do rozpoczęcia życia z nowym członkiem rodziny wróciliśmy do domu. Oczywiste było, że posłanie i część zabawek będzie miał u mnie w pokoju. Miski postawiliśmy w jadalni, a resztę zabaweczek w salonie. Zmęczeni rozsiedliśmy się na kanapie i głaskaliśmy psa.
- Jak go nazwiesz?- zapytał młodszy brat
- Nie myślałam o tym, ale chyba Charlie. Co wy na to?- zapytałam zadowolona ze swojego wyboru
- Całkiem niezłe, a tobie się podoba, Charlie?- David zwrócił się do psa
Pupilek zaszczekał. Był już dość wytresowany, bo nie siusiał w domu jeśli wyprowadzało się go często oraznie bał się ludzi i był bardzo przyjacielski. Naszą sielankę przerwał dzwonek do drzwi. To była mama.
- Przyszłam po parę ubrań Celine, gdzie jest jej pokój?- zapytała szorstko
- Czy ona chce z tobą mieszkać?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie
- To czego ona chce nie jest ważne. Najwięszką wagę ma jej życie, a nie jakieś zachcianki- orzekła- A co ja tu widzę? Pies? Tylko mu nie dajcie drinka, a z resztą róbcie co chcecie, ciekawa jestem co zrobicie, gdy nie będziecie potrafili podołać zajmowaniu się tym zwierzątkiem.- potem bez słów poszła na górę, otworzyła wszystkie pokoje i w końcu znalazła ten Celine. W mieszkaniu panowała grobowa cisza. Nawet bardzo rozbrykany charlie tylko jadł po cichu. Wreszcie mama wyszłą z torbą w ręku i zatrzasnęła drzwi nawet się z nami nie rzegnając. Nagle wpadłam na genialny pomysł.
- Wiesz co Dave? Jeśli chciałbyś, to możesz zamieszkać z nami. w końcu pokój Cel stoi pusty i raczej nie prędko ktoś go zajmie. Moja matka nie wypóści jej chyba do samego końca- posmutniałam
- Dzięki za propozycję, chyba ją przyjmę- uśmiechnął się
Chociaż dostałam super prezent, to i tak inaczej wyobrażałam sobie moje urodziny. Siedziałam na moim łóżku i patrzyłam na śpiącego maluszka. Nagle ktoś po cichu otworzył  drzwi. Domyślałam się kto to i się nie pomyliłam. Obok mnie usiadł Dave. Wyciągnął zza koszuli butelkę bardzo drobiego wina. Na szczęście było już otworzone. Pierwsze co chciałam zrobić, to iść po jakieś szkło, ale chłopak zatrzymał mnie i napił się z gwinta, potem podał butelkę mi, zrobiłam to samo. Nawet nie wiem kiedy opróżniliśmy całą butelkę, a potem jeszcze dwie. Nie miałam pojęcia co się dzieje, ale tak szumiało mi w głowie, że położyłam się na poduszkę i pociągnęłam za sobą Davida. Zaraz zasnęliśmy, chociaż słyszeliśmy piski Charliego, który chciał iść na dwór. Gdy miałam już zamknięte oczy usłyszałam głos Louisa, który zawołał pieska i wyprowadził go. Powiedziałam tylko "dziękuję" i odpłynęłam...


Przepraszam, że nie dodałam wczoraj rozdziału, 
ale sami rozumiecie, Sylwester. 
Mam nadzieję, że rozdział się podoba,
ale moim zdaniem jest do niczego.
Następny dodam, jak będzie 8 komentarzy ;)