Obudziłam się o szóstej i w pośpiechu pobiegłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie koszulę nocną i weszłam pod strumień gorącej wody. Zrelaksowana, a przede wszystkim czysta, wyszłam spod prysznica. Wyprostowałam włosy, zrobiłam lekki makijaż oraz poranną toaletę. W miarę ogarnięta udałam się do garderoby. Wybrałam niebieską bokserkę, czarną spódniczkę w kwiaty oraz tego samego koloru lity. Uszykowana weszłam do kuchni i zaczęłam robić jajecznicę. Po pięciu minutach dołączyła do mnie Lily, to bardzo zabawne, bo do tej pory jej nie widziałam, a już była ubrana i gotowa do wyjścia. Zajęła się talerzami i po chwili w spokoju jadłyśmy śniadanie. Nasz relaks przerwał telefon. Podbiegłam do mojej komórki i odebrałam. To była moja siostra, kazała mi wyjrzeć przez okno. Zrobiłam tak jak kazała. Prawie zemdlałam, gdy zobaczyłam ją na chodniku. Zachęciłam ją gestem ręki, żeby wchodziła. Po chwili Celine siedziała już witała się ze mną. Nasze czułości trwały bardzo długo. Gdy opanowałyśmy emocje obie usiadłyśmy na krzesłach i zaczęłyśmy rozmawiać. Jak się okazało choroba Cel nie postępowała i dlatego mogła mnie odwiedzić. Prosiła, żebym wróciła, ale byłam nieugięta. W końcu poddała się i zmieniła temat. Chciała usłyszeć czegoś o moim pobycie tutaj. Na początku odpowiadałam zdawkowo, ale gdy się rozgadałam opowiedziałam jej dosłownie wszystko. Zrobiła wielkie oczy i nawet się nie odezwała. W końcu po chwili milczenia podjęła rozmowę.
- Zachowujesz się jak zdzira. Wparowałaś gościowi do namiotu i się z nim obściskiwałaś, podczas gdy twój chłopak leżał w szpitalu? Nie no, tego się po tobie nie spodziewałam Rose.
- Ale ja na prawdę nie chciałam, zrozum, to był przypływ emocji, tak jakoś wyszło. Czy ty nigdy nie popełniłaś żadnego błędu?- mrugałam energicznie próbując powstrzymać napływ łez
- Nie powinnam tak na ciebie naskoczyć, ale zrozum, potraktowałaś tego Jacka, tak jak David potraktował ciebie. No i właśnie, ja też popełniłam błąd...
- Co się stało?
- Nie mogę ci powiedzieć, ale po prostu nie mogłam zostać dłużej w Londynie.
- Mów, natychmiast!- krzyknęłam
- Ja zrobiłam coś strasznego.- zaczęła płakać i wskazała na brzuch
- Czy ty jesteś w ciąży?!
Nie odpowiedziała, przytuliła się tylko do mnie i próbowała opanować szloch. Myślałam, że będzie taka roztrzęsiona bardzo długo, jednak ona po pięciu minutach powoli się ogarnęła. Chciałam z nią zostać, kazała mi jednak iść do szkoły. Próbowałam się kłócić, ale wręcz wypchnęła mnie z domu. Westchnęłam tylko ciężko i zaczęłam schodzić z drugiego piętra. Pod blokiem stał samochód, ktoś na mnie czekał. Drzwi otworzyły się i ujrzałam twarz Merlina. Zachęcił mnie do wejścia. Bez zastanowienia zajęłam miejsce na przednim siedzeniu. Liczyłam, że chłopak podwiezie mnie do szkoły, jednak byłam w błędzie. Nagle wszystkie drzwi się zatrzasnęły, a my odjechaliśmy z piskiem opon. Próbowałam protestować i chciałam, żeby mnie wypuścił, on jednak uśmiechał się tylko głupkowato. Coraz bardziej żałowałam, że wsiadłam do tego auta. Krzyczałam na niego, próbowałam płakać, jednak wszystko było na nic. Jechaliśmy bardzo długo, byliśmy już poza Nowym Yorkiem. Potem skręciliśmy w jakiś las. Nie znałam tego miejsca. Jechaliśmy lasem dłuższą chwilę, aż ujrzałam mały dom zrobiony z drewna. Chłopak otworzył drzwi i podał mi rękę. W tym samym momencie wyrwał mi torebkę. Chciałam ją odebrać, jednak on był zbyt silny. Siłą zaciągnął mnie do tego domku. Wnętrze było dość przytulne, niczym nie różniło się od reszty tego typu miejsc. To było parterowe lokum z łazienką, salonem, sypialną i kuchnią. Gdy tylko przekroczyłam próg drzwi zatrzasnęły się. Zaczynałam się bać, ale postanowiłam grać pewną siebie. Jak najswobodniej umiałam usiadłam na sofie i zadałam jedno proste pytanie:
- Po co tu przyjechaliśmy?
- A jak myślisz? Chyba nie sądziłaś, że dziesięć tysięcy wszystko załatwi.
- Wydawało mi się, że to sprawa zamknięta, ale jeśli oczekujesz więcej pieniędzy, to nie masz na co liczyć. Dobrze ci radzę, nie żądaj więcej, bo zgłoszę to na policję.- powiedziałam spokojnym tonem
- Żebyś mogła to gdzieś zgłosić musiałabyś najpierw stąd wyjść- zaśmiał się
- Czy ty mi grozisz? Zamiast knuć jakieś dziwne intrygi powiedz prawdę!- rozkazałam
- Ok, jak chcesz. Postanowiłem doprowadzić do konfrontacji twojej, mojej, i niejakiego Jacka. Co ty na to skarbie?
- Nie nazywaj mnie tak, a co do konfrontacji to spoko.- odparłam- tylko skąd weźmiemy mojego chłopaka?
- On już tu jest. Możesz wyjść Jack.- zawołał go
- Kochanie, niezależnie co on powie, to wszystko nieprawda.- wtuliłam się w chłopaka, gdy tylko otworzył drzwi od łazienki
- Posłucham jednak, co ma do powiedzenia.- odpowiedział szorstko i się odsunął
- No więc tak- wtrącił się Merlin- twoja dziewczyna urządzała nam niezłe scenki na tym biwaku. Wyobrażasz sobie, że weszła do namiotu owinięta ręcznikiem, a wyszła w koszulce Zyana? Czy to nie jest według ciebie podejrzane?- wiercił dziurę
- Z tego co wiem, to Rose zapomniała walizki i dlatego pożyczyła ciuchy od Zyana.- starał się bronić mnie mój chłopak
- To tylko pretekst, ale zobaczysz. Jeszcze nieźle przejedziesz się na tej dziewczynie i to nie raz- zaśmiał się i otworzył drzwi.- A teraz wypad z mojej chaty, wrócicie na piechotę.
Próbowaliśmy protestować, ale to było na nic. Wyrzucił nas za drzwi. W między czasie przez okno wyleciała moja torba. Zadzwoniłabym po taksówkę, ale nawet nie wiedziałam, gdzie jesteśmy. Aż jęknęłam, gdy pomyślałam, że będę zmuszona przejść tyle kilometrów. Jack jednak już odszedł. Dogoniłam go szybko i szliśmy dalej w milczeniu. Mieliśmy ogromne szczęście, bo po jakiś pięciu kilometrach zobaczyliśmy samochód trenera mojego towarzysza. Spotkaliśmy go na parkingu w nieco dwuznacznej sytuacji z jakąś skąpo ubraną kobietą. Obiecaliśmy, że jego żona się o tym nie dowie, ale w zamian mężczyzna podwiezie nas no NY i usprawiedliwi nieobecność w szkole. Zgodził się, w między czasie zapłacił tamtej młodej pani i zostawił ją tam. Szczerze mówiąc miałam to gdzieś, ale przynajmniej nie musiałam wsiadać do jakiegoś obcego auta jako autostopowiczka. Nie opłacało się iść na lekcje. Zostałam podrzucona pod dom i serdecznie podziękowałam. Uniknęłam spojrzenia Jacka i prędko wydarłam na górę. Pospiesznie otworzyłam drzwi i zobaczyłam zapłakaną, skuloną w kącie Celine. Wycedziła tylko przez zęby:
- Zrobiłam to... usunęłam- płakała
- Ja chyba śnię! O czym ty mówisz?!- krzyknęłam
- Zabiłam to dziecko, ale spróbuj mnie zrozumieć, ja bym nie dożyła do porodu!- teraz to ona krzyczała
- Jak mogłaś? Przecież to malutkie stworzonko mogło żyć.
- Sorry, ale wiem, jak to jest wychowywać się bez matki. Już wolę żeby tego czegoś nie było, niż żeby miało zniszczone dzieciństwo! Tylko po to tu przyjechałam. W Londynie mama by coś zauważyła. Nie miałam wyboru, nigdy tego nie pojmiesz, ale przynajmniej spróbuj mnie zrozumieć. Nawet jeżeli przeżyłabym do końca ciąży, to umarłabym podczas porodu, a ja nie wyobrażam sobie, zostawić dziecko same na tym świecie, wiesz, jakie ciężkie miałam dzieciństwo! Ojciec mnie bił, a matka odnalazła się miesiąc temu! Kto by się zajął tym małym stworzonkiem? Ty czy może mamusia?!- wrzeszczała mi prosto w twarz
- Uspokój się.- zaczęłam łagodnym tonem- podjęłaś taką decyzję, nie ma co rozpaczać. Teraz najważniejsze, żebyś tego nie rozpamiętywała. Dasz radę, twój wybór jest uzasadniony. Przy lekach jakie bierzesz dziecko mogło urodzić się chore. Wybrałaś najlepszą z możliwych opcji.- przytuliłam ją
- Uwierz mi, ja nigdy sobie tego nie wybaczę!- szlochała
- Poradzisz sobie, przecież zawsze byłaś silna siostrunio. Będzie lepiej, jeśli położysz się spać.- Zaprowadziłam ją do pokoju i położyłam w moim łóżku.
To było straszne, rano powiedziała mi, że będzie miała dziecko, a po południu go już nie ma. Zdecydowanie za dużo jak na moją głowę. Już chciałam zacząć robić sobie coś do jedzenia, ale usłyszałam dzwonek do drzwi. Już myślałam, że to następne złe wieści, ale na szczęście to był Ben. Wpuściłam i wyściskałam go. Opowiedziałam mu historię Celine i moje dzisiejsze przeżycia. Autentycznie mi współczuł, ale wytłumaczył, że trzeba iść na przód i nie patrzeć w tył. Zrozumiałam to i poprosiłam, żeby pomógł zrobić mi obiad. Po chwili staliśmy w kuchni i robiliśmy spaghetti. Ja zajęłam się sosem, a on gotował makaron. W między czasie wróciła Lily i pomagała nam przygotowywać jedzonko. Po wielu wysiłkach usiedliśmy przy stole i zjedliśmy posiłek zostawiając coś dla mojej siostry. Wytłumaczyłam przyjaciółce, dlaczego Cel tutaj przyjechała i poprosiłam, żeby mogła jeszcze troszkę zostać. Bardzo mi na niej zależało, przecież nikomu tak bardzo nie ufałam. To tylko z nią, jak miałam trzy latka, kąpałam się w wannie. Nie mogłam patrzeć na jej roztrzęsienie. Nagle przyszła blondynka, chyba przywołałam ją moimi rozmyślaniami. Zaczęła witać się z Lily, a gdy zobaczyła Benjamina przytuliła go serdecznie. Nie mówiłam jej wcześniej, że on tu jest. Usiedliśmy na sofie i gadaliśmy bardzo długo, wspominaliśmy dawne czasy. Zajęło nam to trochę czasu i był już późny wieczór. Pożegnałam się z przyjacielem i wzięłam szybki prysznic. Następnie ubrałam pidżamę i wskoczyłam pod kołdrę.
Uwaga! Proszę o przeczytanie tego komunikatu!
Ten blog bierze udział w konkursie na blog roku,
Dlatego potrzebuję dużo komentarzy i zaobserwowań.
30.01 zacznie się następny etap i
będziecie mogli głosować na "Now is Good".
Szczegóły podam potem, ale pamiętajcie,
BARDZO PROSZĘ O KOMENTARZE :*
Super blog! Trochę denerwuje mnie muzyka w tle, ale da się przeżyć :P Opowiadanie bardzo ciekawe i wciągające :D Czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) powodzenie w konkursie :3
OdpowiedzUsuńPiękny ten rozdział. Z resztą tak jak wszystkie *.*
OdpowiedzUsuń